Nieskończona granica

Nieskończona granica

Nawet przez chwilę nie pomyślałem, iż będę w stanie przyjąć na klatę dwa komiksy z Uniwersum DC, powiązane z kryzysami, w ciągu kilku dni. Co prawda dzieli je kilkadziesiąt lat, mogłyby posłużyć mi jako doskonały materiał do porównania dwóch epok pisania wydarzeń, które w teorii mają tak dużo zmieniać. I tak siedzę sobie, nie chce przejść mi to przez usta, no bo jest to kolejny dobry kryzys na moim koncie. Tak, jest to możliwe 😉

Na początek parę faktów związanych z niniejszą historią, która tak naprawdę jest „tylko prologiem”, do większego kryzysu wymienionego już z nazwy na sam koniec – Mroczny Kryzys. Joshua Williamson jest znany u nas najlepiej z „Flasha” wydawanego w ramach DC Odrodzenie, „Palcojada”, czy też udziału w „Batman Death Metal”. Mówiąc w skrócie, pisze dobre fabuły, poprzeczka po wspomnianym przed chwilą ostatnim kryzysem od Scotta Snydera nie była zbyt wysoko zawieszona, więc co mogło pójść źle? Na szczęście jak nikt ostatnimi czasy, Williamson pieczołowicie rozpisał sytuację w Uniwersum DC, ukazując mi, co się aktualnie dzieje u kilkudziesięciu bohaterów, podczas gdy Wonder Woman podróżuje ze Spectre. Kilka tych serii dostaniemy (Egmoncie, wiesz, że zakochałem się w Yarze Flor?), a większości na pewno nie, co nie jest dziwne, bo nikt by tego nie kupił. I ten wstęp jest przydługi, zawiera wiele składników, a przede wszystkim skupia większość ze scenarzystów, jak i osób odpowiedzialnych za warstwę graficzną, która zmieniała się jak w kalejdoskopie, co jak dobrze wiecie, dla mnie zawsze jest na minus. Nawet nie pamiętam tak od razu, kto najlepiej rysował, pamiętam tyle, że było to o Alanie Scottcie. No i nie było tabelek z nazwiskami twórców. W tej kwestii cały czas jest tu chaos. Jak już mówimy o ładnych rzeczach, to bardzo klimatyczna wklejka przywitała mnie i pożegnała z tym tomem, pozostawiając miły ślad w pamięci.

Całość traktuje o poczynaniach Międzywymiarowej Ligii Sprawiedliwości, której zadaniem jest niedopuszczenie do kolejnego kryzysu. No ale jak już sami czytaliście na wstępie, takowy już się szykuje, no to z góry wiadomo, iż coś musiało pójść nie tak. A sytuacji tego kalibru było co niemiara, np. Bones miał własny plan, Darkseid widoczny na okładce również, lecz do końca im to nie wyszło. Tak naprawdę nikomu, na szczęście na sam koniec zostałem pozostawiony w sytuacji, która zafascynowała mnie swoim ogromem, jak i prostotą przekazu. Nie jest to Grant Morrison, nie jest to Scott Snyder, Joshua Williamson pieczołowicie rozpisał pierwszy akt, który tak de facto składał się również z kolejnych trzech.

Nie powiem, że jest tu sama nieprzerwana akcja, jest tu kilkadziesiąt scen mających na celu złapanie oddechu, poznanie nowych faktów na temat postaci, jak i sytuacji panującej w danym momencie. Ten rodzaj pisania nie musi się każdemu podobać, nie każdy trawi George R. R. Martina, który w gawędziarki sposób opisuje dużo i dokładnie, dzięki czemu, czuję się jak najbardziej kontent. Ponadto uważam, iż nie ma sensu bawić się w spoilery, gdyż z perspektywy osoby mającej komiks za sobą, wszystko składa się w piękne domino. Nadal to jest superhero, lecz nie będące cringe, ani guilty pleasure, po prostu dobrze rozpisane, dające nadzieję na ciekawy i zaskakujących rozwój wydarzeń. Piszę to całkiem świadomie, lubię kosmiczne przygody, koncept wielu Ziem nie jest mi straszny, co tylko potęguje doznania ze strawnej lektury. 

Tradycyjny osąd rysunków jest w tym przypadku trudny, gdyż zaangażowanie kilkudziesięciu osób ma swoje konsekwencje. Często nad jednym pracowało po kilku, nie widać czystego stylu, jednak Zeszyty głównej serii wyglądają nader spójnie, mam dziwne wrażenie odgórnej ingerencji szefostwa DC, które chciało otrzymać jak najlepszy produkt, a może jest jak przy okazji Godziny Zero, podczas której powstawania było ciężko, aczkolwiek nadal swobodnie i w imię wyższego celu. Pamiętajcie o pojedynczej jaskółce, co wiosny nie czyni. Ogólnie jest sprawie, największą różnicę stylów widoczne są na początku, a potem jest już ok. Dało się to oglądać, na pewno lepiej niż sam początek opowieści.

A rzucę może wyrok, dla początkujących jest to dobrze rozpisany stan świata, na który się porywają. Wspomniany przeze mnie świat pozwala na spokojne zorientowanie się, kim jest, co rozegra się wokół postaci w najbliższej postaci. Dla starych wyjadaczy będzie to niestety kolejny kryzys, gdzie bohaterów kupa, lecz radości z tego znikomej, chociaż bawiłem się na nim dobrze, gdyż wiedziałem, czego się spodziewać, a dostałem nawet lepiej podane. 

TECHNIKALIA: 

Scenarzysta: Joshua Williamson

Ilustrator: Xermanico, Jesus Merino, Paul Pelletier

Tłumacz: Tomasz Sidorkiewicz

Typ oprawy: twarda

Wydawca: Egmont

EAN: 9788328156531

Liczba stron: 348

Wymiary: 17.0×26.0cm

Data premiery: 07.12.2022 roku. 

Dziękuję Wydawnictwu Story House Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji. 

Reklama

Opublikowane przez Mikołaj

Komiksoholik z ADHD 🙃

One thought on “Nieskończona granica

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: