No to zabieram się za dalszy ciąg sagi o “Nieustraszonym”, tym razem spod pióra Marka Waida, wydanej w ramach inicjatywy Marvel NOW!, która na dobre rozpoczęła oblężenie polskiego rynku komiksowego w maju 2015 roku. Pamiętam ten zgrzyt, gdyż wszystko zaczęło być takie kolorowe, często rysunkowo nijakie, bardziej jakby dla młodszego czytelnika. A co stało się z Mattem Murdockiem?

Siódmy tom serii “Daredevil Nieustraszony”, zawierający run Andy’ego Diggle’a został po sobie niezły burdel. Tylko komiksy czysto superhero tak robią, przewracają świat do góry nogami, nie biorąc jeńców, niszcząc wszystko na swojej drodze. Matt upadł nisko, co prawda wiedziony przez demona, ale jednak. I co zrobił nowy scenarzysta? Tchnął w niego zupełnie nowe życie, prawie nie oglądając się w tył. Mark Waid postanowił skończyć z użalaniem się nad sobą, wiecznym biczowanie, dał głównemu bohaterowi możliwość wykazania się w zupełnie innej roli – człowieka korzystającego z życia i cieszącego się nim jak małe dziecko. A to od razu prosi się o analizę psychologa, co zresztą sugeruje Foggy, jednak Matt temu stanowczo zaprzecza, wciąga przyjaciela we wir zmian, chce podratować jego zdrowie. Jako adwokaci nie mają zbytnio szczęścia, każdy wbija im szpilę zwaną Daredevilem, lecz znajdują sposób by sobie z tym poradzić i jeszcze wyjść na swoje. A były przywódca Dłoni, cały czas zaprzecza i zaprzecza, że jest ulicznym wojownikiem o sprawiedliwość.

A jeśli chodzi o jego superbohaterskie alter ego, nic się nie zmienia, nadal walczy ze zbrodnią, zaliczają przez te kilkanaście zeszytów kilku złoczyńców z różnym skutkiem. O ile taki Mole Man czy Ulysses Klaw to pionki na raz, próba rozbicia działań sojuszu pięciu organizacji terrorystycznych nie skończyła się za dobrze, a nawet momentami fatalnie, gdyż ciągnęła się do samego końca, a nie wiadomo czy nie wróci w kolejnym tomie. Właśnie ten główny wątek stanowił dla mnie najbardziej satysfakcjonującą część lektury, gdyż zawierał to, co lubię w Daredevilu – śledztwa i akcję street level bez zbędnej superbohaterszczyzny i pomysłów na coraz większe bum! To znakomicie rekompensuje cały ten burdel Diggle’a, wracam na znajome mi rewiry, choć zmiana nastawienia do życia Matta jest czymś nowym, na razie obserwuje, gdyż nie wróżę mu zbyt długiego stanu w tej radosnej euforii. Ciesze się z równowagi adwokat/bohater, Waid robi to dobrze, ale nadal nie jest to poziom zachwytu jak u Bendisa, czy Brubakera.

A teraz będę tylko marudził, gdyż żaden z twórców warstwy graficznej nie sprawił mi radości z oglądania kadrów, skupiłem się głównie na historii. Serio! Nie wiem, co za pomysł miał Javier Rodriguez z tak pastelowymi kolorami i dużą ilością różnych odcieni różu. To nie jest kolor protagonisty, a wtykany był często tak samo jak wahania w barwie głównego stroju, jakby eksperymentował z odbiorem. Dziwna to epoka w historii Marvela, przejście z rysunków realistycznych w tak uproszczone wizje nie zdaje egzaminy, przesuwa ciężar opowieści na scenarzystę, gdy już nie drażni. Wiem, że to nie ta seria, ale jak zobaczycie, co Emma Rios wyczyniała z oczami Spider-Mana, zwymiotujecie wewnętrznie podobnie jak ja. Ogólnie rzecz biorąc, bawiłem się dobrze, jestem ciekaw co dalej, lecz nie nastawiam się na fajerwerki.

Plusy:
😈inny Daredevil
😈wraca street level.
Minusy:
😒rysunki
😒kolory!
TECHNIKALIA:
Scenarzysta: Mark Waid
Ilustrator: Khoi Pham, Marcos Martin, Paolo Rivera, Kano, Emma Rios
Tłumacz: Zofia Sawicka
Typ oprawy: twarda
Wydawca: Egmont
EAN: 9788328154292
Liczba stron: 288
Wymiary: 17.0×26.0cm
Data premiery: 18.05.2022 roku.
2 myśli w temacie “Daredevil. Mark Waid. Tom 1”