Trochę zajęło, zanim kolejna seria Roberta Kirkmana ukazała się w całości, cieszę się, że Mucha Comics zdecydowała się wydawać ją w podwójnych tomach, dzięki czemu finał wybrzmiał sprawnie, chociaż opóźniałem jego konsumpcję. I tak mam za sobą kolejną serię, spędziłem z nią miłe czas, tylko czy zapamiętam ją na dłużej?

Wszystkie znaki na niebie i ziemi zapowiadają wielki finał. Nie ma tu zbyt wiele przestrzeni na dodatkowe wątki, jednak scenarzysta zdążył jeszcze rozszerzyć lore świata Outcast o kilka ważnych faktów, które albo zdecydowanie były potrzebne do tego, żeby finał wybrzmiał prawilnie lub stanowią swoiste mrugnięcie oka w stronę czytelnika. Ludzie skupieni wokół Kyle’a nadal żyją w prowizorycznie przygotowanym obozie, ostoi wypędzonych, uratowanych przez niego osób jak i tych szukających po prostu schronienia. Jak się okazuje, mrok ma niespotykaną skalę, nawet wśród rządzących USA, co dodatkowo potęguje skalę, która i tak przeraża w stosunku do tak małej grupy osób. I nie jest to miejsce bezpieczne, gdyż opętani pojawiają się dosłownie znienacka. Cieszy, że nie tylko sam Kyle jest tutaj osoba wiodącą fabułę do przodu po stronie dobra, jego córka Amber pokazuje pazurki, a niespodzianką jest już jego żona. Nie wspominając o tajemniczych podróżnikach, którzy zmierzają to tej opuszczonej przez Boga ostoi jasności. Kirkman niestety nie wymyślił już niestety nic nowego po stronie zła, które prezentuje coraz to ważniejsze osoby, tylko z nazwy, bez jakiegokolwiek przełożenia na moc, czy też widoczne efekty. Ma dojść do scalenia, do czego ostatecznie dojdziemy, jednak po drodze stawianych co krok zaskoczeń, zwrotów akcji oraz zupełnie nieznanych rewelacji. Tak dobrze rozpocząć się ten tom, od prostej historii ojca Kyle’a, tak małej skali, by potem przejść na znacznie większą panoramę wydarzeń. Jedno co scenarzysta umie dobrze, to na pewno żonglować emocjami.

Na początku drogi z serią nie widziałem, w jakim kierunku ona dąży, gdzieś tam z tyłu głowy miałem wrażenie, iż będzie to coś z pogranicza gatunku science fiction, klasycznej walki dobra i zła, z oczywistą dawką grozy. Wiele z elementowych tychże gatunków można tu odnaleźć bez problemu, mam takie wrażenie o niezwykle szerokim wachlarzu interpretacji, być może w zależności od momentu w życiu i ducha. Dosłownie tak jak bohaterzy, doświadczeni przez wydarzenia na przestrzeni wielu lat, wyciągają z tego własną interpretację, zdobywają różne doświadczenie. Długo to trwało, ale finał pozwala to dostrzec, a cierpliwi będą szukać niuansów podczas ponownej lektury całości. Zakończenie niby sprawia wrażenie prostego, niby nie wybrzmiało dostać standardowo, lecz rysownik zapewnił mi nieodzowny niepokój do samego końca.

A skoro wywołałem go do tablicy, to nie pozostaje mi jak po raz kolejny pochwalić prace Paula Azaceta’y, który biegle włada operowaniem kadrów w kadrze. Daje to dość oczywisty, jednak niezwykle efektowny zabieg skupienia czytelnika na ważnych aspektach wydarzeń przedstawionych za pomocą narracji rysunkowej. Przy czym obaj panowie twórcy płynnie operują pojęciem warstwa, gdyż przenikają się one znakomicie, dając wrażenie niezwykłej przystępności i zabawy. Pomimo możliwych interpretacji, mam wrażenie zapoznania się z definicją komiksowego blockbustera, który został przygotowany stricte jako rozrywka, dająca poczucie dobrze spędzonego czasu. I wiecie co? Dobrze spędziłem czas z tą serią, bawiła mnie ta historia, rysunki przykuły uwagę, ale jeśli zapytacie mnie za rok o konkretne wydarzenia, niestety nic nie będę z tego pamiętał.
Plusy:
😇sprawna historia
😇sprawne rysunki
😇sprawne wiele warstw do interpretacji.
Minusy:
😈nie zapada w pamięć.
TECHNIKALIA:
Scenarzysta: Robert Kirkman
Ilustrator: Paul Azaceta
Wydawnictwo: Mucha Comics
Liczba stron: 288
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN-13: 9788366589612
Data wydania: 17 grudzień 2021 roku.