Jeśli miałbyś wybrać jeden z najbardziej nietrafionych opisów komiksów, „Dziobak Toto” byłby zapewne w czołówce. Odpowiedzialni za ten proceder ludzie wzięli po prostu opis dziobaka z wkładki i… to wszystko. A komiks ma w sobie coś więcej niż to pocieszne zwierzę, bo wystarczy, chociażby spojrzeć na tył okładki, by zapoznać się z właściwym zarysem fabularnym.

Przyznam się szczerze, że kierując się wyborem tego tytułu, postawiłem na rysunki, które wykonał Yoan, a właściwie malunki, gdyż jestem pewien, iż były tworzenie farbami olejnymi. Każdy kadr zatem wygląda jak mały obraz uwieczniony na płótnie, niczym krajobrazy, które rysowała moja matka chrzestna podczas wakacji spędzonych w jej domu. Widać tu doskonale pociągnięcia pędzlem, miejsca, w którym zlewały się kolory, tworząc nowe, bardziej nieokreślone. Ciekawy to podejście, gdy wszędzie króluje podejście komputerowe, tak krystaliczne i bez wad. Na myśl przyszła mi nasza rodzima artystka, Berenika Kołomycka, tworzącą swoje kadry za pomocą akwareli. Trzeba przyznać, że ten kreskówkowy sznyt jest całkiem przyjemny, dzieci z chęcią patrzyły, jak zwierzaki przeżywają swoje przygody, wśród drzewiastych lokacji. Mogę tutaj pomarudzić jedynie na to, że wszytko jest przyciemnione, kontrast mógłby być większy, ale to tylko znana mi wada używanej techniki.

Jeśli chodzi o warstwę fabularną, jest tu na tyle ciekawie, że zostałem poproszony przez syna o powtórne przeczytanie tej samej pozycji. Rzadko się to zdarza, dla kogoś może to oznaczać pewien znak jakości. Francuski twórca Eric Omond, postanowił przybliżyć tutaj florę i faunę Nowej Zelandii i Australii zaczynając od wspomnianego opisu zwierząt we wkładce, a potem wykorzystać je w posuwającej się sprawnie fabule. O co chodzi? A o dziobaka, któremu odcięto dopływ wody, przez to stracił źródło pożywienia, co jak wiadomo, nie jest przyjemne dla nikogo, więc wyrusza z zaprzyjaźnionym misiem koala na wyprawę, której celem jest odkrycie, kto za tym stoi. Szybko okaże się, że może liczyć na wsparcie innych zwierząt, jak i na odrobinę adrenaliny, bowiem gdzieś tam czai się okrutna bestia. I tu moja druga okazja do marudzenia, komiks 5+, a dzieciom pokazuje się tutaj pocięte kawałki zwierząt niedojedzonych przez bestię. Co prawda w całym tym rysunkowym sznycie, ale jednak. Zresztą bardzo podobne do scen śmierci z gry Among us. Całość okazała się przyjemnym czytadłem, postaci biją siłą charakteru, na tyle zróżnicowanego, iż nie pomylicie nikogo, a nawet da się wybrać swojego ulubieńca i śledzić jego losy aż do finału. Powstała pewna drużyna, która wedle notek bibliograficznych mają jeszcze dobrych kilka tomów przygód. Oby zostały wydane i u nas.

Osobny akapit chciałbym poświeć wydaniu, gdyż pomysł z okładką w formie gąbki jest świetny, a nawet stawiałbym go jako wzór. Nie straszne dziecięce szaleństwa, przecierasz i czysto, a w dotyku miło leży w dłoniach. Dziękuję, kurtyna w dół!
TECHNIKALIA:
Scenarzysta: Eric Omond
Ilustrator: Yoann
Tłumacz: Ernest Kacperski
Typ oprawy: gąbka
Data premiery: 09.02.2022
Wydawca: Egmont
EAN: 9788328150362
Liczba stron: 32
Wymiary: 21.6×28.5cm
Dla kogo: wszyscy.
Dziękuję Wydawnictwu Story House Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.