Spontaniczny zakup rzadko kończy się sukcesem. Przeważnie pod wpływem chwili wybiera się bubel, którego trzeba pozbyć się na późniejszym etapie nieużytkowania. Kupiłem „Sarię”, gdyż zakochałem się w jej cudownych rysunkach, które pomimo braku spójności w postaci dwóch ich autorów, wprawiły mnie w osłupienie.

Jeśli ten komiks faktycznie powstał 14 lat, to nie dziwię się, gdyż ilość pracy włożonej w każdy z 3 pomniejszych tomów wchodzących w skład tego wydania zbiorczego, musiała być przeogromna. Paolo Serpieri autor pierwszego podejścia reprezentuje klasyczną szkołę frankofońską, nie mam tu większych zastrzeżeń poza mało pastelową paletą barw, której tak naprawdę mogłoby nie być. Zapewne sam czarny i biały kolor zrobiłby swoją robotę, nie szczędziłbym zachwytów, kreska bowiem jest pewne, dobrze stawiana, a kadry żyją. Momentami zaś tych kresek jest za dużo, a tła takie puste, nie mniej obraz płynie sprawnie do przodu.

Ale to nie wszystko, Riccardo Federici jest takim rysownikiem, jakim chciałbym, aby był Alex Ross. Ten ostatni robi piękne rysunki, ale raczej posągi, tutaj jest o stopień lepiej. To, co dzieje się dalej w warstwie graficznej miażdży moje oczy, za każdy razem jak sięgam po „Sarię”. Bowiem jeśli zabrać fabułę, do której wkrótce przejdziemy, zostałby artbook, którego mogą zaliczyć do gatunku „musisz to mieć”. Tak dokładnie narysowanej, tak dobrze pokolorowanej, tak starannie wykończonej, wycieniowanej grafiki nie widziałem nigdzie. Co prawda zdarza się tu parę słabszych momentów, gdy rysunek w kadrach jest po prostu poprawny, lecz szybko odchodzi w zapomnienie, gdy wkracza za chwilę kolejny fenomen pracy Federiciego. Nie pozostawia on wiele do wyobraźni, wszystko jest tu, prawie że żywe, ilość detali poraża, chce się kontemplować każdy szczegół nieznośnie długo, rysunek płynie tu jak film obarczony dymkami. Przestrzeń tu żyje, układ kadrów i dymków często oddaje dialogi, które dodatkowo zwiększają wrażenie trójwymiarowości na płaskim papierze.

Po tych wszystkich zachwytach ważną, lecz nie najważniejszą warstwą komiksu, czas przejść do tej, którą powinna współbrzmieć równomiernie. Jean Dufaux znany nam ze współpracy z Grzegorzem Rosińskim przy „Skardze ziem utraconych” stworzył tu z rysownikami, jak sam przyznaje, koszmarną wersję XVIII wiecznej Wenecji. Bo o ile nadnaturalne motywy jasno mówią czytelnikowi o przynależności gatunkowej, typowo ludzkie sprawy wcale od nich nie odbiegają. Jest tu aż nadto motywów walk politycznych, militarnych i religijnych, które ku frustracji ludzi prostego stanu, przeplatają się, choć powinny stanowić niezależną odrębność. Chciałbym powiedzieć, że jest to coś niezwykłego, a dostępem życiowe zagrywki, osób skorumpowanych, zepsutych przez władzę lub możliwości jej objęcia. Nawet ci, którzy na początku wydają się czyści, brudzą się, lub odsuwają się od tego brudu. Nie jest to prosta opowieść, trzeba śledzić ją z uwagą, daje tu dużo satysfakcji. Wątki nadnaturalne to świetna zachęta do brnięcia do przodu. O ile sfera przyziemna w pełni wykorzystała potencjał, to tutaj jest niestety gorzej. Aż się prosiło o rozwinięcie mitologii trzech kluczy, która została lekko liźnięta, nie wszystkie odpowiedzi padły z dymków czy też rysunków. Ważnym aspektem komiksu jest siła postaci, z których aż trzy polubiłem na tyle, iż z przyjemnością śledziłem ich losy. Można i tak zostać zapamiętanym, na pewno „Saria” zostaje w głowie, jak nie przez rysunki, to przez brak wyjaśnień, potrzebę dopowiedzenia ich samodzielnie w głowie, powód do licznych dyskusji.
Plusy:
😍genialne rysunki Riccardo Federici
😍historia obiecującą dużo
😍postaci do których czuć sympatię.
Minusy:
💦obiecanki cacanki…
TECHNIKALIA:
Scenarzysta: Jean Dufaux
Ilustrator: Paolo Serpieri, Riccardo Federici
Wydawnictwo: Studio Lain
Format: 233×312 mm
Liczba stron: 192
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
Data wydania: 19 listopad 2021 roku.
One thought on “Saria”