Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni

Muszę przyznać, że nie tego spodziewałem się po filmie Marvela, który od wielu lat idzie twardo wydeptanym przez siebie gruntem filmowym. Shang-Chi okazał się bowiem najbardziej chińskim filmem w amerykańskiego kina, jaki miałem okazję ostatnio oglądać. Z sukcesem przypomniał mi wiele produkcji z gatunku wuxia, które swego czasu wałkowana od momentu studiów. Nawet z Michelle Yeoh, która miała okazję wystąpić w tej produkcji roli ciotki głównego bohatera, chociaż nie dostała dużo czasu antenowego, żeby zaprezentować swój kunszt walki. W końcu to nie była produkcja o jej bohaterce 😉 

Jest tu tyle dobra, że proste jejkuć z radości to za mało! Efekty to już wysoki standard w produkcjach tego typu ze stajni Marvela, stroje głównych bohaterów, mieszkańców wioski Ta Lo, wojowników organizacji dziesięciu pierścieni oraz postaci w wydarzeniach historycznych, wszystko zachwyca. À propos przeszłych wydarzeń, to całe płynne przechodzenie między różnymi czasami i wydarzeniami było przyjemne, na bieżąco uzupełniało opowieść o istotne fakty. Nie sprawiało niepotrzebnego zamieszania, po prostu było integralną częścią opowiadanej historii. Brawo dla montażystów i scenarzystów za świetnie wykonana robotę! O efektach muszę jeszcze wspomnieć, iż te całe złe stwory i ich szef to jakoś mało wyraźne były. Mało co pamiętam z ich wyglądu, tylko te smocze kształty i wiele ogonów. 

Sama historia może nie wniosła nic odkrywczego w bogatym już uniwersum, poza mocnym powiewem innej kultury niż dotychczas obecnych. Narodził się bohater i pewnie srogo namiesza, sądzać po cudownej scenie po napisach. Simu Liu i Awkwafina w mojej opinie nie pokazali nic rewelacyjnego swoją grą, po prostu zagrali poprawnie. Więcej pokazał Tony Leung Chiu-wai, a już nawet nie wspomnę o Benie Kingsleyu i jego popisach na ekranie. Może to kwestia originu, może dalej będzie ukazana większa paleta gry aktorskiej, może. Jednak obawiam się, że przy tylu już tak mocno charakterystycznych aktorach, ci bohaterowie będą robić tylko za tłum. 

Kompletnie nie wiem co ma oznaczać scena z Wongiem i Abomination. Fajny Easter Egg, ale o co tu właściwie chodziło? Pewnie w kolejnych odsłonach dowiemy się czegoś o tej dziwnej znajomości. 

No dobra, czas na główną historię. Jest tu dużo schematów, dzieci buntujące się przeciwko ojcu, marnowanie potencjału ludzi, lekkie życie zamiast odpowiedzialności, zły wykorzystany przez jeszcze większe zło, tajemnicza organizacja. Klocki, które teoretycznie każdy z nas już widział w kilku filmach. Jak to od kilku lat się robi, nie liczy się czasami historia, a sposób podania znanych nam elementów w sposób, którego się niespodziewany. Dokładnie to dostałem! Plus dużo humoru sytuacyjnego, który wynikał w sposób naturalny. No może poza Trevorem i wszystkimi scenami z jego udziałem. Mistrzostwo! Myślę, że pięknie zostało wyjaśnione, kim był w Iron Manie i jak była jego faktyczna rola. Wybaczam Marvelowi akurat ten grzech 😉 

(L-R): Xialing (Meng’er Zhang), Shang-Chi (Simu Liu) and Katy (Awkwafina) in Marvel Studios’ SHANG-CHI AND THE LEGEND OF THE TEN RINGS. Photo courtesy of Marvel Studios. ©Marvel Studios 2021. All Rights Reserved.

Jeśli chodzi o inne grzechy, to nie wybaczę Czarnej Wdowy, ten film nie powinien w ogóle  powstać w takim kształcie, jakim go zobaczyłem. Po tylu miesiącach kinowej posuchy chciałem takiego filmu jak Shang-Chi, nie innego. Po prostu sprawny origin postaci, którą chcę jeszcze zobaczyć w kinie nie jeden raz. 

Reklama

Opublikowane przez Mikołaj

Komiksoholik z ADHD 🙃

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: