Pierwsze pięć zeszytów w zestawieniu z kolejnym pakietem w ramach niniejszego tomu wygląda jak dziecięce wprawki do pisania historii. Ogólna zabawa z próbami ukształtowania konwencji sprezentowały mi uroczy miszmasz, który nabrał właśnie tutaj ciekawego wyglądu.

Mogę śmiało powiedzieć, że drugi tom zawiera już spójną propozycję drużyny zwanej Fantastyczna Czwórka. Stan Lee i Jack Kirby znaleźli wspólne flow, które owocuje ciekawymi przygodami. Żeby nie było zbyt różowo, spodziewałem się większego urozmaicenia wśród panteonu przeciwników, lecz już na dzień dobry dostałem ponowne wykorzystanie postaci Doktora Dooma, jak i Namora. Co prawda w duecie ich jeszcze nie było, lecz finał całej zabawy jest praktycznie zawsze taki sam. Tu nawet pomyślałem o braku jednego z nich na dłużej, jednakże i tak obaj wrócili na solowe knowania po dwóch zeszytach. Z takim samym oczywistym skutkiem, co nie powinno nikogo zaskoczyć na tym etapie powstawania komiksów superhero.

Miłą odmianę stanowił 2 i 3 zeszyt, w którym dostałem nowych antagonistów, którzy skończyli swoje przygody z tą serią fatalnymi w skutkach finałami. Po pierwsze, moim zdziwieniu nie było granic, jak szybko i sprawnie można poruszać się w przestrzeni kosmicznej, a FF nie boi się takich podróży, tylko idzie jak w dym. Dusza odkrywców była ukształtowana już od samego początku. Przygoda z Kurrgo, władcę Planety X, zapewne była ostatnią z tą rasą, lecz kolejny przeciwnik na stałe zapisze się w historii tytułowej drużyny. Po drugie, dane było mi bowiem poznać uroczą Alicia’ię, która jest przybraną córką kolejnego złola na liście o ksywce „Włada Marionetek”, w całej swojej aparycji był dla mnie po prostu odrzucający. Namieszał też mocno, dzięki unikalnym możliwościom, z mojego punktu widzenia – nawet efektownym. A córka stanie się powoli stałym elementem życiem Stwora, a nawet ukochaną. Ci, co znają ich późniejsze przygody, doskonale wiedzą, o czym piszę.

Na uznanie zasługuje wykorzystanie mechanizmu łamania czwarte ściany na przykładzie twórców bezpośrednio współpracujących ze swoimi bohaterami nad scenariuszem. Daje to zarys zabawy, którą musieli tu mieć panowanie, podczas spędzania wielu godzin nad stołem kreślarskim.

À propos stołu, cały czas nie mogę wyjść z podziwu nad rysunkami Jacka Kirby’ego, zachwycają mnie praktycznie na każdym kadrze. Szczególną uwagę należy jednak poświęcić maszynom, gdyż w rękach „Króla” dzieją się tu cuda, które łykam niczym młody pelikan. Nie marudziłbym na Ilustracje w ogóle, lecz od 9-ego zeszytu zaczął tuszować Dick Ayers, co nie spotkało się z moją aprobatą. Uprzednio cienie były o wiele lepszej jakości, miały swój pazur, a tu zaczęło ich brakować, lub po prostu istnieją w postaci plam

A to dziwne, bo dodatek przybliżający mi postać Ayersa zachęcił do posmakowania jego sznytu. A to feler! Tym razem jednak nie mam zamiaru utyskiwać na załączone teksty, gdyż ich ilość i jakość mnie zadowoliła, podobnie jak w tomie z numerkiem 3. Jest o historii Marvela, są opisy kolejnych serii, jestem kontent. Mało, ale należy się oczywiściewytyk za umieszczenie ich pomiędzy zeszytami, ale Panini zawsze ma dziwne pomysły w swoich kolekcjach. Okładki i pin-upy na końcu są warte przyajmniej przewertowania, szczególnie te czarno – białe. Ogólnie – tom jak najbardziej wart poznania i posiadania.

TECHNIKALIA:
Scenarzysta: Stan Lee
Illustrator: Jack Kirby
Tłumacz: Jakub Jankowski
Korekta: Paweł Timofiejuk
Typ oprawy: twarda
Data premiery: 14.03.2023
Wydawca: Hachette
ISBN: 978-83-282-4628-7
Liczba stron: 144.

Ciągle aktualizowana lista tomów kolekcji wydanych i już zapowiedzianych w Polsce znajduje się TUTAJ
One thought on “Fantastyczna Czwórka 2 (Marvel Origins – tom 5)”