Czarna Pantera 2: Wakanda w moim sercu

Jakże dziwna jest ta IV faza MCU – niby kolejna, kontynuacje, jak i całkowicie nowe projekty, wiele zupełnie nowych pomysłów. Na sam koniec kinowego doświadczenia wybrano “Czarną panterę 2”, która w moim odczuciu zrodziła więcej pytań, niż dała odpowiedzi na temat kształtu przyszłości samego filmu, jak i uniwersum. Bądźcie ostrzeżeni, tekst zabiera SPOILERY, jeśli nie chcecie popsuć sobie zabawy, zapraszam po seansie. 

Śmierć Chadwicka Bosemana, choć jest smutnym faktem, zapewne zmusiła twórców do zrewidowania ich planów, co do tej serii. Typowe rozpoczęcie filmu zostało zmienione tak, by oddać cześć aktorowi, który zdążył odcisnąć swoje piętno na kinie, również na codziennym życiu osób nim zainteresowanym. Jest to też punkt wyjściowy w filmie, w którym wszystko rozpoczyna się od jego ekranowej śmierci, nadaje ton całości poprzez wpływ na świat, jak i główną bohaterkę, którą staje się Shuri. Żeby nie było, w komiksach również i ona przejęło miano Czarnej pantery na pewien czasu, więc fanów papierowego medium nie powinno to dziwić. Sama zaś w ogóle nie dba o tradycje Wakandy, cały czas odpycha ją od siebie wraz z  powinnościami wynikające z jej pochodzenia. Zabawy technologią są jej ucieczką od problemów, co w pewnej mierze udaje się prawie do samego końca filmu. 

Główną osią wydarzeń w filmie jest pozyskanie wibranium, na które ostrzy sobie zęby cały świat. Od początku miałem okazję śledzić poczynania, by odnaleźć niezależne od Wakandy źródło jego pozyskiwania, co spowodowało ujawnienie się nieznanego dotychczas światu podwodnego mocarstwa – Tlalocanu, dowodzonego przez traktowanego niczym boga Namora. Jest to jednocześnie jeden z najlepszych originów w MCU, które w niezwykle wiarygodny i oryginalny sposób przedstawia kolejną kulturę pochodzenia mezoamerykańskiego. To, co zaserwowali mi twórcy, na pewno zostanie w mojej pamięci na długo, nie tylko dzięki oryginalnym strojom, miastom, lecz również kulturze, które swoją odmiennością niesie ten film mocno, praktycznie do samego końca. Sam Namor wypada również wiarygodnie, jego motywacje nie dziwią, można wczuć się w jego tok myślenia, można nawet usprawiedliwiać jego działania. Wakanda i Tlalocan są praktycznie bliźniaczymi państwami, które mają więcej wspólnego niż dzielących ich różnic, które ostatecznie doprowadziły do efektownie przedstawionego konfliktu. 

Działania Wakandy również nie dziwią, cały czas chcą pozostać w izolacji, nie dają się stłamsić reszcie świata, który chce wykorzystać ich do swoich celów. Typowe działania państw kolonizatorskich nie działają tu oczywiście za dobrze, gdyż jej potencjał jest znacznie większy, niż mogłoby się to wydawać. Zastanawiam się, czy nie będzie to tez kontynuowane w przyszłości, gdyż wątpię, aby poddano się w sprawie cennego minerału, a sojusz dwóch izolujących się nacji możne doprowadzić do kolejnego starcia, nawet na skalę światową. Kto wie, czy nie będzie to przypadkiem temat “Thunderbolts”, które pod dowództwem Valentiny Allegry de Fontaine. Czas pokaże, wątek rozpoczęty, pionki rozstawione, tylko je rozruszać po szachownicy. Na pewno polityczne aspekty w kontekście tego uniwersum nie miały nigdy tak mocnego pola to wybrzmienia, jak tutaj. Stawią największą płaszczyznę tego filmu, który w dużej mierze toczy się o wpływy, jak i zawierane na wielu frontach sojusze. 

Czy Shuri udało się godnie zastąpić godnie swojego brata? Niestety nie, gdyż nie było nawet takiego zamiaru, a jej historia miała na celu poprowadzenie zupełnie innego wątku. Zdziwiłem się jedynie, iż tak długo zajęło przedstawienie jej przemiany, lecz od nie mogło się to dokonać pod rządami niezwykle silnej królowej Ramondy, która swoją siłą charakteru dusiła wszystkie postaci na ekranie, łącznie z Namorem. 

Dużą uwagę należy zwrócić również na sprawczynię całego zamieszania z wibranium, Riri Williams, która stała się godna zastępczynią Starka z równie wielkim ego, jak i możliwościami. Nie był to film o niej, więc jej poczynania zostały zdefiniowane jako side kicka, które pomógł w osiągnięciu ostatecznego celu. Nie mniej aktorka ją grająca dała radę, zapadła mi w pamięci, chciałbym zobaczyć jej samodzielna przygody, żeby zweryfikować swój osąd. 

Czy “Czarna pantera 2: Wakanda” w moim sercu to dobry film? Ogólnie mówiąc tak, lecz stał się również ofiarą typowego sequela, gdzie wszystkiego musi być 2 razy lepiej, więcej i bardziej. Tak naprawdę nie nudziłem się ani chwili, nawet nie wiem, kiedy minęły te ponad 2h, co jest wyczynem, gdyż długość tak przeważnie mnie odstrasza i nudzi. Film zapamiętam przede wszystkim jako bardzo mocne wprowadzenie Namora do MCU, jak i z niezwykle charyzmatycznej rol Angeli Bassett. Reszta była po prostu ok lub robiła za comic relief, lub też środek popychający fabułę do przodu. Poza tym nie mam pojęcia, o czym mogłaby być kolejna część, gdyż scena po napisach daje pewne wytyczne, lecz na to musiałbym poczekać długo. Zatem tak jak zacząłem, film zaciekawił, zostawił wiele pytań, na które odpowiedzi odpowie mi przyszłość, którą nadal chętnie będę śledził. 

Reklama

Opublikowane przez Mikołaj

Komiksoholik z ADHD 🙃

One thought on “Czarna Pantera 2: Wakanda w moim sercu

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: