Żyjemy w świecie mitów, legend, które słyszymy od innych, sami je przekazujemy, niekoniecznie w postaci której zostały nam przekazane. Dziki Zachód jest jedną z takich figur, które obrosły w historie nierzadko mijające się z prawdą, kreujące herosów na miarę naszych czasów.

A potem przychodzi taki Tiburce Oger, zamiast owijać w bawełnę, zaczyna pokazywać czytelnikowi prawdę, całą prawdę i tylko prawdę o rzeczywistości Stanów Zjednoczonych XIX wieku. Na samym początku dostałem podwójny prolog, który przestawił mi Edmunda Fishera, starszego mężczyznę, bardzo dobrze radzi sobie on z bronią, przetrwanie w trudnych warunkach nie jest dla niego problemem, jadł chleb z niejednego pieca. Los stawia jego i ocalałą z napaści Mary Ducharme w obliczu kolejnego ataku, który ma nastąpić świtem, oni zaś przygotowują się do obrony. Czas do tego fatalnego spotkania Edmund wykorzystuje również na odpowiedzenie historii swojego życia. I tu zaczęło się powoli rozwijać coś, co sprawiło, że miałem ochotę przykleić komiksowi łatkę naprawdę dobrego czytadła. Oger kompletnie nie próbuje tu niczego przypudrować, pokazuje wprost, jak Ameryka Północna tworzyła ludzi bezwzględnych, zabijających bez mrugnięcia okiem, nawet Bogu winne istnienia. Co jakiś czas byłem świadkiem zniszczonych trucheł, zarówno przez ludzi jak i zwierzęta, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, iż nie ma w tym żadnej różnicy. Człowiek jest bestią jak inne stworzenia, a nawet bardziej okrutną. Śmierć, przemoc, tragedia, wojna, zniszczenie, utrata najbliższych. Stany Zjednoczone Ameryki Północnej powstały na wielu wspaniałych wartościach, ale także na ogromnej liczbie tragedii. To kraj kontrastów, któremu Oger postawił pomnik dokumentujący jeden z etapów jego historii, często przekłamywanemu. Choć główny bohater jest postacią fikcyjną, jestem pewien, że takich jak on było na pęczki, równie tragicznych, co zabójczych. „Buffalo Runner” wstrząsnął mną, prawda kole w oczy, wywiera na mnie wpływ, zostawia bliznę we wspomnieniach i tylko utwierdza w przekonaniu, aby nigdy nie godzić się na takie sytuacje. A najlepiej im zapobiegać wcześniej. Dużo tutaj udało się zawrzeć również szczęścia, jednak i ono przemija, staje się widmem dobrych chwil w życiu podczas długotrwałej walki o przetrwanie. Podobnie jak początek zaczyna się dwa razy, koniec również czerpie z tego podziału, szokując brakiem happy endu, kolejnego amerykanizmu, który stał się mitem, tak nierealnym w czasach akcji niniejszego komiksu. Prawda kole w oczy…

Nie mniejsze wrażenie zrobiły na mnie rysunki, które sprawiły mi dużo zaskoczeń podczas oglądania. Zaczynając od równie szorstkiego wyglądu postaci i natury martwej, co sam klimat opowieści, po użycie kolorów farb często przytłoczonych przez jeden kolor lub nawet jego brak. Patrzę na to po raz wtóry i nie widzę innego podejścia do zilustrowania całości tak prawdziwie brutalnej, kłującej w oczy. Edmund pomimo całego bagażu doświadczeń cały czas świadomie ocenia swoje działania oraz innych. Świat zmienia kolory jak kalejdoskopie, nie zawsze jest taki sam, nawet wtedy, gdy trzeba pokazać całą brutalność działań ludzi i zwierząt. Często wypłowiały, pamiętający samo wydarzenie na, tyle iż warto je wspomnieć. Pięknie to się rozkłada na formacie wydania, rozlewają się kształtu i kolory, prawie że widoczne pociągnięcia pędzlem po płótnie historii, na moich emocjach. Tym razem Wydawnictwo Lost In Time trafiło w moje gusta opowieści, nie ważne, że latka to western, Edmund wspomina według swego własnego klucza, a ja jem mu z ręki.

TECHNIKALIA:
Scenarzysta: Tiburce Oger
Ilustrator: Tiburce Oger
Tłumacz: Paweł Łapiński
Wydawnictwo: Lost in Time
Format: 240×320 mm
Liczba stron: 88
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN-13: 9788367270083
Data wydania: 6 lipiec 2022 roku.