Muszę się wam przyznać do braku totalnego zrozumienia zeszytowego fenomenu komiksów w Polsce. Tak nietrwałe materiały są dosłownie jak tytułowa ćma, potrafią trwać tylko przez krótki okres czasu, mniejszy niż wydań zbiorczych, nie wspominając już o twardookładkowych. Komiks ten powinien być zinem, co w mojej opinii dodałoby mu jeszcze więcej animuszu, zapewne odbiór przeze mnie byłby o wiele lepszy. Nie rozumiem tej decyzji wydawniczej, za cholerę… nie rozumiem.

A ja już wypije sobie mentalną melisę, siadam do lektury, analizy, która zajmuje mi łącznie raptem 15 minut. Mało co? Ale czy mam też powody do narzekania? Odpowiedź stoi pośrodku, gdyż lata doświadczeń w komiksowym światku mówią mi, że najlepiej poczekać na kolejną część, która albo zachwyci i pociągnie serię ku chwale, albo ją pogrzebie w otchłani niebytu. Ale po kolei. Koncept jest tu nawet w miarę oryginalny, strona wizualna oparta na dwudziestoleciu międzywojennym XX wieku, Warszawa, pewien notorycznie pakujący się w kłopoty bohater w stroju ćmy sunie po ulicach polskiej stolicy. Mentalnie to współczesność, miks płaszczyzn czasowych zdaje się robić tu niezwykłą robotę, taki świat z DC/Marvelowego multiwersum, skupiony na naszym kraju, skąpany w klimacie noir. W zasadzie nie wiadomo w jakim kształcie, gdyż to w ogóle nie jest to ważne dla tej historii. I ten bohater, ewidentnie bajroniczny, robi to co umie najlepiej, ciągnie go światło przestępczości, równie jak tytułowego owada, tępi ją niczym komary. Snują się kadry, kreują świat przy pomocy dodatkowych środków opisowych, zapowiadają nawet ciąg dalszy. No chciałbym się dowiedzieć, chciałbym wiedzieć, czy ta seria dostanie z laczka, czy też odleci swobodnie. Tomasz Godecki ma tu pomysł, trochę bierze z pudełka klisz, trochę z własnej wyobraźni, jednak wszytko i tak w ramach własnej strefy komfortu. Nie powiem, że straciłem czas, przeczytałem i jest ok, tylko ok.

Skąd pomysł, aby “Ćma” była zinem? A bo rysunki są typowo niezależne, biją prostotą, niestety bez jakiegokolwiek wyróżnika, który zapadłby mi w pamięci, stanowiłby indywidualność. Takie rysowane długopisem, przysięgam, że widać nawet poszczególne pociągnięcia, tak było, przysięgam. Ot kolejna przestrzeń dla rozwoju, chciałbym więcej, szybciej, mocniej.

Za to PR tego produktu, to rzecz niespotykana w naszym kraju. Taki ze smakiem, tak nienachalnie poprowadzony, iż na miejscu rodzimych twórców, szukałbym namiarów na tę personę ewidentnie grata. Z przyjemnością śledzę FP, nawet like’a czasem dam, chętnie się to czyta, ale bez presji, bez cringe. Zdanie podsumowania: kolejny numer cyklu musi spełnić tylko i aż obecne już wygórowane wyobrażenia.
TECHNIKALIA:
Scenarzysta: Tomasz Grodecki
Ilustrator: Rafał Bąkowicz
Wydawnictwo: Timof i cisi wspólnicy
Format: 162×235 mm
Liczba stron: 24
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: cz.-b.
ISBN-13: 9788366347991
Data wydania: 30 czerwiec 2022 roku
To jednak strasz trochę, kiedy zamiast produktu w pamięci zalega sposób jego promocji. Nie lubię tego we współczesności.
PolubieniePolubienie
A potem bierzesz w ręce i widzisz go zupełnie innymi oczami, kończąc rozczarowany.
PolubieniePolubienie