Poprzedni tom z Wonder Woman, również autorstwa Grega Rucki, czytało się nader przyjemnie. Sprawna narracja, równe kreowanie świata, kolorowe rysunki niosące nadzieję na lepsze, jak sama bohaterka, ale cały czas nie jest to postać, za którą wołam – więcej.

Komiksy opatrzone tytułem „Rok pierwszy” mają za zadanie przedstawić nam genezę danej postaci z DC Comics, po raz wtóry, zrewidowaną do aktualnej rzeczywistości nas otaczającej. I widać to na każdym kroku, zgodnie z inicjatywą „DC Odrodzenie” wszystko rozpoczyna się od nowa, pierwsze co się rzuca w oczy to szata graficzna, która ewidentnie jest oznaką zastosowania tego, czego zawsze chciałem w komiksach z postaciami kobiecymi. Rysowniczka Nicola Scott i kolorysta Romulo Fajardo Jr. przygotowali delikatną, wręcz oniryczną interpretację Wonder Woman, która jak nigdy jeszcze wygląda kobieco, powabnie, pięknie, a momentami nawet eterycznie. Sama Nicola Scott przyznaje, że postać była długo jej marzeniem, widać, że ma na nią własny pomysł, który kupuję. Jednocześnie rozumiem też dużą część męskiego grona, które nie kupi tej wizji. Mówiąc wprost komiks ten nie przestawia zmaskulizowanej kobiety, ale prawdziwą przedstawicielkę płci pięknej, taka, jaka powinna być. Aż przypomniała mi się genialna “Harleen” od Stjepan Sejica, oczywiście jako duży plus.

Grega Rucki fanom Wonder Woman nie trzeba przestawiać, nawet innym dokonań również, nawet u nas mamy już kilka przykładów jego pisania. Największą wadą „Roku pierwszego” jest to, że jest to po prostu napisana dobrze geneza postaci. Nie ma tu absolutnie żadnego zaskoczenia, wątki poprowadzone są od punktu A do B, bez próby większej rewolucji, tylko delikatne przeniesienia niektórych motywów. Momentami miałem wrażenie, iż Rucka, zamiast pisać historię potężnej heroiny, zrobił z tego bajkę Disneya, może opowieść young adult. Jeśli ktoś widziała oba filmy kinowe, będzie czuł się jak w domu, wiele motywów zostało zaczerpniętych z tego runu, wiele elementów historii zostało przełożonych na język kina. Choć najwięcej zarzutów mam do epizodyczności wątków, coś się zaczyna, zaraz się kończy, akcja przypomina teledysk, a nie wielką epopeję rozplanowaną na dłużej. Jednocześnie nie jest to komiks, który odrzuca mnie po całości, jest po prostu znakiem czasów, w których żyjemy, a ja mając prawie 40-lat na karku, nie jestem po prostu odbiorcą kolejnych, nowych i lepszych restartów uniwersów. Nastolatkowie i 10 lat wzwyż będą wniebowzięci. Samo wydanie Hachette trzyma się stałego poziomu, stawiam na półce, panorama rośnie, wygląda zacnie.

Dodatki tym razem tylko w postaci wywiadu z Nicolą Scott, jest ona kobietą z pasją, co wylewa się z każdego jej słowa. Takich ludzi uwielbiam, chętnie wygrzewam się w promieniach bijących od ich person. Bywa to zaraźliwe, sam działam sprawniej po takiej lekturze 😉

Plusy:
💘kolejne rozdanie przygód Wonder Woman dla nowych czytelników
💘rysunki Nicole Scott.
Minusy:
💦dla wyjadaczy – nic nowego.
TECHNIKALIA:
Scenarzysta: Greg Rucka
Ilustrator: Nicola Scott
Tłumacz: Robert Lipski
Typ oprawy: twarda
Data premiery: 16.03.2022
Wydawca: Hachette
ISBN: 978-83-282-3488-8
Liczba stron: 176.
Dziękuję Wydawnictwu Hachette za udostępnienie komiksu do recenzji.
Porównanie z wydaniem Egmont
Wonder Woman – Rok pierwszy ukazało się już w Polsce 14 marca 2018 roku za pośrednictwem Wydawnictwa Egmont. Dla mnie nie jest to jednak dubel, jest to mój pierwszy kontakt z tą opowieścią, więc chętnie zabrałem się do lektury. Posiadaczy poprzednika może przekonać 20 dodatkowych stron, a w tym:
- wywiad z Nicolą Scott
- Wonder Woman Annual #1 (I było ich troje)
Poniżej porównanie kwestii technicznych.

Rozmiar:
- po lewej Egmont: 165×255
- po prawej Hachette: 175×262.

Grubość:
- u góry Egmont: 156
- na dole Hachette: 176.

Zawartość:
- po lewej Hachette
- po prawej Egmont.

Porównanie tłumaczeń i kolorów:
- po lewej Hachette
- po prawej Egmont.

Porównanie tłumaczeń i kolorów:
- po lewej Hachette
- po prawej Egmont.

Porównanie tłumaczeń i kolorów:
- po lewej Hachette
- po prawej Egmont.

Porównanie kolorów i zawartych okładek:
- po lewej Egmont – okładki na końcu
- po prawej Hachette – okładki między zeszytami.