Koniec 2021 roku postanowiłem uświetnić sobie klasyką polskiego komiksu, tak na spokojnie. Bez tej całej otoczki wiecznej bieganiny za czytaniem najnowszych tytułów, by ciągle być na topie. Postawiłem na „Osiedle Swoboda” wielokrotnie mi polecane, równie często olewane ze względu na wrodzony opór przez „musisz koniecznie to znać”.

Wybaczcie, lub też nie, pozostanę do końca ignorantem w kwestii otoczki „Osiedla…”, gdyż czytając piąte już wydanie w wersji elektronicznej na Empik GO, widzę niemiłosierny upływ czasu oraz znaki podpowiadające mi erę tych kilkunastu opowiadań. Jestem pięć lat młodszy od autora, lecz doskonale pamiętam lata 90-te, które mocno zawarte są w tej nostalgicznej wyprawie, której rozrywka jest głównym elementem. Czy jest mowa o uciechach physis w postaci używek krążącym swobodnie w tętnicach i żyłach, czy też psyche wyrażonej w zespołach, które dudnią mi w czaszce gdy widzę tak znajome nazwy na ścianach. Chciałbym rzucić się w pogo, poczuć te momenty, gdy czułem się niczym młody Bóg, równie dobrze mogący być członkiem tej pięcioosobowej ekipy zgranych kumpli. Każdy z nas miał taką ekipę, każdy miał swoje „motywy” popełniane często po pijaku, na haju, opowiadane często potem do zmęczenia materiału, bawiące do rozpuku. Obraz tego, co było i już nie wróci więcej, jest przeszłością, wracam do niej, jednak powroty te często bogate są w konsekwencje równe intensywności powtórnych przeżyć. Przeżyłem ten komiks, wspomniałem siebie, pośmiałem się, rozbawiłem, przebrnąłem przez gorsze kadry, nie żałuję wyboru. Gdybym czytał to w momencie pierwszej publikacji, piałbym z zachwytu nad aktualnością i wiernością adaptacji „życia”. Niestety teraz to tylko wspomnienie, okraszone nostalgią, a na nią biorę zawsze znaczną poprawkę.

Na ubitą ziemię często sprowadzało mnie liternictwo, takie samo jak moje, miałem być lekarzem, nie wyszło, teraz oczy cierpią. Niestety znakomicie to odbierało mi przyjemność z przeżywania, sztucznie przedłużało lekturę, a nawet zniechęcało. Nie lubię ręcznie stawianych liter, nadają niezależności komiksowi, który mógłby być wielki. Jestem na 100 procent pewien, że stałby się on kultowy w USA, byłby z tego film, serial, Oscar czy też jakieś Emmy. Sprzedawcy? Cienizna… Dlaczego nikt w Polsce tego nie adaptuje?

Warstwa graficzna ma jeszcze parę innych cech widać ten własny styl Michała Śledzińskiego, tak aktualnie już udoskonalonego. Ta czarno-biała niezależność, tak bardzo przypomina te brudne czasy, tak mocno wryte w pamięć na kasetach VHS, bez HD czy też 4K, światłowodu. Wszystko mówi mi: lata 90-te to twoje dzieciństwo, stroje, fryzury, wygląd. Świat poszedł do przodu, „Osiedle Swoboda” tak wiele mi przypomniała, tak chętnie wrócę za jakiś czas do kontynuacji, lecz pamiętam, że świat teraz jest w zupełnie innym miejscu. Nie zawsze warto gonić za nowościami, jeśli czasem wspomnienia dają tyle satysfakcji. Kończę rok świadomy siebie, tak jak na pewno nie byłem w momencie uciech zadawanych w komiksie.
TECHNIKALIA:
Scenarzysta: Michał Śledziński
Ilustrator: Michał Śledziński
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Format: 165×235 mm
Liczba stron: 280
Oprawa: twarda w obwolucie
Papier: offsetowy
Druk: cz.-b.
ISBN-13: 9788364858550
Data wydania: 16 kwiecień 2020 roku.