Batman Death metal. Tom 1

Czy jest na tym padole ktokolwiek nieznający serii Batman Metal lub też twórczości Scotta Snydera? Bo jeśli nie, to macie właśnie synonim do słowa „przesada”. Gdy jest czegoś za dużo, często rzucamy sarkastycznie, że mogłoby być jeszcze więcej, mocniej, szybciej. No i niektórzy wzięli to na serio, a konkretnie wspomniany przed chwilą scenarzysta i Greg Capullo. 

Ich relacja jest co najmniej ciekawa, obaj balansują niebezpiecznie na bardzo cienkich granicach słów kicz i absurd. Żeby było zabawniej, robią to z pełną powagą, bez zająknięcia brnąć w dalsze zakamarki fabuły. O ile to, co rysuje Capullo biorę w ciemno, bez zająknięcia pasują do mojego gustu jego rysunki (nawet zahaczając o muzyczny), to już więcej problemów jest ze Snyderem. Ale o tym co siedzi w głowie scenarzysty, będzie za chwilę. Nie jestem przyczepić się do wizji ilustratora, gdyż na każdą serię obiera sobie plan, który starannie wypełnia. Batman Death Metal jest bardziej mroczny, intensywny, podobnie jak gatunek muzyczny z tytułu, który niewątpliwie ma wiele do powiedzenia w kwestii wpływu na design postaci, jak i na szatę graficzną wydania. Kto zaś nie pała się taką muzyka, nie będzie miał problemu z wczuciem się w klimat więcej, mocniej, szybciej i intensywniej. 

Gdy pisałem o “Liga Sprawiedliwości: Wojna totalna. Rok Łotrów” nie kryłem zachwytów w stosunku do tego, co stworzył James Tynion IV. Tę całą otoczkę Kryzysów potrafił podać w przystępny sposób, bez łapania się za głowę pojąłem jego idę kreacji zmian w świecie DC Comics. Scot Snyder nie robi tego tak samo, ma swój, który albo komuś pasuje, albo też nie. Mam nieodparte wrażenie, iż robi to specjalnie, aby czytelnik cierpiał wraz z bohaterami opowieści. Aby jego doznania wręcz pokrywały się z tym, co tak sprawnie Greg Capullo narysował.

Pierwszy tom tego przeżycia, to aż 3 zeszyty tytułowej serii, w której dostajemy kontynuacje wątków z Ligi Sprawiedliwości. Nie ma co podchodzić bez ich znajomości, gdyż lektura w dosadny sposób uświadomi wam o tym, że nic nie wiecie, a potem przygniecie nowymi rewelacjami. To ekskluzywny klub, który trzeba śledzić według wytycznych zawartych z tyłu tomu. Te pierwsze zeszyty weszły mi gładko, muszę zrewidować swoje nastawienie do serii, nawet bez problemów przebrnąłem przez nie do oczywistego cliffhangera. Stawiam, że to idealne wprowadzenie w postaci pisania Tyniona IV w Lidze, sprawiło komfort obcowania z Death Metal. 

Wzorem pierwowzoru, dostałem w “Mrocznych legendach” kilka rewelacji związanych z pochodzeniem nowych postaci po stronie zła, wypaczonych wersji Batmana, którzy zabrali się za rządy w na nowo wykutej Ziemii. Gościnni artyści zadbali o to, żebym po daniu głównym dobrze bawił się podczas deseru. Najmocniej wbiła mi się w pamięć opowieść o “Królu Bólu”, tym swoim sadystycznym sznytem, który męczył mnie od początku do samego końca, niby cartoonowym rysukiem Rileya Rossimo, ale Peter J. Tomasi jasno sprowadzał mnie na ziemię. 

Jeśli ktoś poczuł się nieswojo z powodu początkowego przeskoku fabularnego, “Zniszczony Świat”, swoisty przewodnik po nowym ładzie Batmana, Który się śmieje, w przystępny sposób wprowadza w tę niemałą rewolucję w świecie DC, po dziedzinach, w których ostali się bohaterowie dobra, wykorzystywani w niecnym celu, pod rządami nowych wersji Batmana wypaczonego przez Mroczne Uniwersum. 

Jeśli chodzi o samą jakość wydania, to jest naprawdę dobrze. Twarda kładka z błyszczącym lakierem, dodatek, który ucieszy wielu, papier, który nie jest tak cienki jak np. w Daredevil 0. Mogę marudzić trochę na zbyt ciemne kolory w niektórych miejscach, nie czytajcie przy nocnej lampce. 

O dziwo całość oceniam dosyć dobrze, choć seria nadal ma ten sam problem będący jednocześnie zaletą. Tu wszystko jest naprawdę dobre, co nie pochodzi od Scotta Snydera, jego udział powoduje zamulenie wielkością i rozległością  jego wizji, co powoduje, iż fillerów oczekuję niczym kania dżdżu. Dla wielbicieli serii Metal, jest to nadal pozycja warta uwagi, dla tych, co nie weszli, pomyślcie, czy nie macie czegoś innego na kupce wstydu. Ja po prostu chcę wiedzieć, jak mocno da się jeszcze przegiąć i co dalej będzie w fillerach.

Plusy:

💀rysunki 

💀fillery

💀death metalowy sznyt.

Minusy:

💔wszystko, co napisze Scott Snydera i ma metal w nazwie.

TECHNIKALIA:

Scenarzysta: Scott Snyder, James Tynion IV, Daniel Warren Johnson

Ilustrator: Greg Capullo, Tony S. Daniel, Joëlle Jones

Tłumacz: Tomasz Sidorkiewicz

Typ oprawy: twarda

Data premiery: 29.09.2021

Wydawca: Egmont

EAN: 9788328160330

Liczba stron: 200

Wymiary: 17.0×26.0cm. 

Dziękuję Wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Reklama

Opublikowane przez Mikołaj

Komiksoholik z ADHD 🙃

3 myśli w temacie “Batman Death metal. Tom 1

  1. Nie wiem jak do tego podejść. Zwykły Metal mnie zmęczył a Mroczne Multiversum uważam za pomysł ciekawy ale w komiksie jest przedstawiony bez ładu i składu. Teraz Mroczny Metal to jeszcze Metal do kwadratu? Chy a odpuszczę bo nie wiem w jakim kierunku idzie DC

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: