Batman Knightfall: Prolog. Tom 1

Powiem wam szczerze, że obawiałem się tego komiksu, nie chciałem do niego podchodzić po raz wtóry, po tylu latach od czasów TM-Semic. Możecie się ze mną zgodzić lub też nie, ale nienawidzę nostalgii. Uważam, że hamuje ona rozwój, żyjemy przeszłością, a przecież nic nie stoi w miejscu. Jednak uległem pokusie, gdyż najzwyczajniej chciałem przeczytać naprawdę dobry komiks, zgodnie z zapowiedzią, bardziej kompletny niż pierwsze polskie wydanie. 

684 strony komiksu to nie mało, a jak pomyślę, że kolejne cztery tomy są w drodze, to jestem pełen radości. Co do różnic w zawartości, zapraszam do zestawienia przygotowanego przez portal BatCave o tutaj. Powiem szczerze, że obawiałem się tej całej kompletności historii, gdyż zbiera to dosłownie całość, nie patrząc na jakość historii. A to bywa zgubne, jak czyta się regularne serie. Chociaż w tym przypadku pamięć mnie nie zawiodła i te 13 zeszytów Batman oraz Detective Comics nie rozczarowały mnie, stanowiły miła i ciągłą odskocznię od wątku Bane’a. Ale po kolei. Dla młodego człowieka był to świetny początek przygody z amerykańskim komiksem, wiele jak później i tysiące komiksów za sobą, mam na Knightfalla zupełnie inne podejście. Patrząc z perspektywy sposobu pisania komiksów, ich rysowania, najbardziej obroniła się przed zębem czasu pierwsza historia „Batman: Venom”. Dennis O’Neal świetnie poprowadził tu stadium człowieka uzależnionego od specyfiku likwidującego ludzkie słabości oraz pary przedstawicieli złej strony, owładniętych manią wielkości i nadmierną chęcią kontroli. Przepiękny wstęp, który rozbudził moje wspomnienia, nie zachwiał wspomnień. Do tego efekt pracy autorów warstwy graficznej z Trevorem von Eeden na czele z jego mocną kreską, zapowiedział, że i za kolejne 30 lat, historia ta będzie nadal przyjemna w odbiorze. 

„Batman: Preludium to Knightfall” to nic innego jak kolejny w ciągu powiększony zeszyt, w którym dostałem coś, co dzisiaj mogę nazwać idealnym originem złoczyńcy w konwencji superhero. Zapewne w kilku innych również. I to nie dzięki rysunkom, które są przejawem epoki, w której powstały, lecz przez dokładność, z jaką to studium zła zostało napisane przez Chucka Dixona i Douga Moencha. Autentycznie miałem tu i mam do dzisiaj mieszane uczucia względem Bane’a, gdy mieszają mi się w myślach uczucia współczucia o los dziecka wystawionego na zło oraz obawa przed tym, kim się ostatecznie stał. To postać z krwi i kości, produkt zachowania środowiska, które nie jest świadome tego, co robi jak i jaki ma wpływ na istoty ludzkie. Świetne studium zła, które jest niesione przez scenariusz, a ja płynąłem wraz z nim, nie bacząc na aspekt archaizmu rysunków. 

Zdziwiłem się mocno, jak odrzuciła mnie obecnie historia „Batman: Sword of Azrael”, która okazała się niczym innym jak generycznym superhero z papierowymi postaciami. Tego akurat się obawiałem, nie pomogły tu rysunki Joe Quesady czy też kolory Loverna Kindzierskiego. Po pierwsze uwodziły mnie swoją pstrokatością we właściwej dla gatunku typowej wydmuszki. Mam także wrażenie, iż materiały użyte do druku były najgorszej jakości, co zaskutkowało kilkoma rozmazaniami. Szkoda, gdyż postać Azrael ma swój potencjał, mogłoby potraktować o wiele lepiej. Nawet jego dalsze perypetie nie napawały mnie optymizmem. 

„Batman: Legends of the Dark Knight Annual #2” to ciekawy zeszyt ze względu na wyprowadzenie na pierwszy plan Gordona i Sarah, tak różnych, co do opinii w sprawie działalności Batmana. Historia niestety jakich wiele, jednak rysunkowo jest tu tak, jak powinno być. Nie zestarzała się tu ani kreska, kolory nadal są żywe, to na pewno był miły powrót, chociażby dla tej warstwy. A Sarah to ciekawa postać, która jeszcze nie powiedziała na tym etapie wszystkiego. 

Zeszyty z regularnych serii Batman i Detective Comics nie sprawiły zawodu, chociaż już tak nie pisze się historii, ani ich nie rysuje. Nie sprawiły mi zawodu, nie zmuszałem się do ich lektury, płynąłem z opowiadanymi historiami do przodu. Chociaż wiele z nich miało konstrukcję „złola odcinka”, zabawa bywa nader udana. Aktualnie na piedestale postawiłbym opowieść „Kowadło wojny”, gdyż przegięcia prześcigały kolejne, nie mogłem się oprzeć śledzeniu jej do samego końca oraz dziecinnej radości z tego cringe’u. A tak poza tym to Bane pojawiał się co jakiś czas, dokładnie obserwując Batmana, który w tym momencie jest na równi pochyłem ku upadkowi. Chociaż same podejmuje się pomocy, jednak już chyba jest za późno, o czym świadczy tytuł tego zbioru.

Oczywiście zupełnie inaczej patrzę teraz na trzecią część “Batmana” Nolana oraz run Toma Kinga, którzy się mocno inspirowali tymi wydarzeniami i jak najbardziej wykorzystali ich potencjał, uwspółcześniając tego 30-lteniego staruszka.  Coś czuję, że obie inspiracje poleca na piedestał, jak się już ten cykl zakończy za te kilkanaście miesięcy. 

Plusy: 

🦇Batman: Venom

🦇Batman: Preludium to Knightfall

🦇Batman: Legends of the Dark Knight 🦇Annual #2

🦇zeszyty regularnych serii

🦇rysunki w Batman: Venom

Minusy: 

💦Batman: Sword of Azrael

TECHNIKALIA:

Scenarzysta: Dennis O’Neil, Chuck Dixon, Doug Moench

Ilustrator: Tom Grindberg, Graham Nolan, Joe Quesada, Jim Aparo

Tłumacz: Tomasz Sidorkiewicz

Typ oprawy: twarda

Data premiery: 27.04.2022

Wydawca: Egmont

EAN: 9788328150744

Liczba stron: 684

Wymiary: 17.0×26.0cm. 

Opublikowane przez Mikołaj

Komiksoholik z ADHD 🙃

2 myśli w temacie “Batman Knightfall: Prolog. Tom 1

Dodaj komentarz