Patrząc na okładkę i opis niniejszego zbioru 9 zeszytów z mutantami, widzę próbę wymuszenia na czytelniku zakupu. Nie ma to, jak przedstawienie kolejnego już zagrożenia, które może okazać się śmiertelne, zmienić dosłownie wszystko. A ja mam po raz kolejny zamartwiać się o swoich ulubionych bohaterów.

Punkty zwrotne same w sobie są jednym z najgorszych zbiorów przygotowanych przez wydawców, które mają nam cokolwiek przybliżyć. Są to wyrwane z kontekstu historie, które w polskich wydaniach na szczęście mają odpowiednie wstępy. Gdyby nie jednostronicowe wprowadzenie Kamila Śmiałkowskiego, byłby to twardy orzech do zgryzienia. Na szczęście zarysował to i owo. Także to, że warto posiadać X-Men. Punkty zwrotne. Masakra mutantów, gdyż Upadek mutantów dzieje się pewien czas po nim.

Zbiór ten najlepiej podzielić sobie na trzy części, zgodnie z seriami, w których ukazywały się poszczególne zeszyty. Główna drużyny X-Men w ramach serii Uncanny X-Men staje w obliczu rządowego planu rejestracji mutantów, jak i bitki z grupą Freedom Force. Ta ostatnia złożona jest z dobrze znanych złoczyńców noszących gen X. Dochodzi tu do wielu potyczek, jak i jednej większej. Dopiero finał wyróżnia się czymś innym niż kolejne obijanie twarzy bliźnim tak jak w każdym z zeszytów. Dochodzi bowiem do połączenia sił przeciwko obu drużyn przeciw wspólnemu wrogowi powiązanego z Forgem. Aczkolwiek płacą fatalną cenę za swe starania. Pierwsze trzy zeszyty cierpią pod nawałem tekstu Chrisa Claremonta, którego bez szwanku dla całości mogłoby być o połowę mniej. Na szczęście jak już przestaje opisywać fabułę za pomocą kilkunastu zdań upchniętych w jeden dymek, robi się dobrze. Akcja jest sprawna, doświadczenie wylewa się z bohaterów w każdym możliwym momencie, a wydarzenia zazębiają się gładko z innymi również tu zawartymi. Najbardziej podobały mi się rysunki Marca Silvestriego, który stawiał przepiękną kontrę dla słowotoku Claremonta. Dynamiczne kadry, sprawne rzutowanie połączone z ogromną ilością detali robią wrażenie nawet dzisiaj.

Potem przychodzi New Mutants, kolejne trzy zeszyty, kolejny fatalny w skutkach finał dla mutantów. Mocna opowieść o wyznaczaniu granicy, od której zaczyna się człowieczeństwo. Wszystko zaczyna się od pewnej postaci nazwanej Ptasi Móżdżek przez członików tytułowej ekipy, której drużyna młodych nosicieli genu X stara się pomóc. Dochodzi do mocnego starcia z Profesorem Animatorem, który traktuje dosłownie każdego jako istotę niższego pochodzenia. Do walki wykorzystuje stworzone przez siebie istoty, które pragną jedynie uznania za godne współistnienia i samostanowienia. W tym wszystkim należy uwzględnić organizację tępiącą mutantów, śmierć jednego z członków tytułowej drużyny, rewelacje związane z Illyaną oraz wątek w szkole prowadzonej aktualnie przez Magneto. Okaże się to niezłym tyglem rozmaitości, które sprawia, iż jest to ciekawa oraz wielowątkowa lektura. Louise Simonson pisze znacznie lżej niż Claremont, więc można spokojnie zabrać się za czytanie i nie odczuć zmęczenia ilością tekstu. Scenariusz jest równie sprawny, więc całość była dla mnie orzeźwiająca. Niestety Bret Blevins nie jest już tak sprawny we warstwie rysunku, co Silvestri, jest po prostu poprawnie. Duża ilość postaci, jak i mnogość ruchu, nie zakłóciła odbioru obrazu, co dyktuje plusa na stronę zalet.

Najbardziej pozytywny klimat bije z zeszytów o X-Factor, którzy mają przed sobą podwójnie trudne zadanie. Wpierw pojedynek z Apocalypsem, który rzuca przeciw nim swoich jeźdźców, wśród których odnajdują zmarłego przyjaciela. Jest to pierwsze pojawienie się Archengela, zostaje on zmuszony do działania przeciwko dawnym towarzyszom. W wyniku walk najwięcej cierpią postronni, czyli zwykli ludzie. Na szczęście prowodyr walki ucieka, a drużyna złożona z pierwotnych członków drużyny X-Men, może skupić się na pomocy ocalałym. Co ciekawe, zakończenie nie jest aż tak fatalne w skutki, jak poprzednie dwie historie, zawiera w sobie dużo pozytywnego przesłania. Za scenariusz ponownie odpowiedzialna jest Louise Simonson, której lekkość pisania udzieliła mi się już poprzednio, a tu tylko kontynuuje ten pozytywny trend. Czytało się dobrze, tym bardziej że jest to kontynuacja losów, które zostały już zarysowane wcześniej w Masakrze Mutantów. Walter Simonson to powrót ciekawych rysunków, które uraczyły mnie dynamiką i rozmachem z ciekawym kadrowanie. Nadały kreatywności powłoce, która wraz ze scenariuszem stworzyły sprawną całość godną zaznajomienia.

Czy warto zapoznać się z Upadkiem mutantów? To bardzo istotne pytanie, patrząc na wiek komiksu, jak i już dosyć rozbudowaną ofertę z mutantami na naszym rodzimym rynku. Z czystym sercem zawsze polecę Ród X/Potęgi X, New X-Men, Astonishing X-Men. Tytuły te zawsze się sprawdzają. Recenzowany tutaj fragment bogatej telenoweli nosicielu genu X, to przygoda godna wykopalisk archeologicznych. Można spróbować raz, czy dwa, ale jeśli po tylu latach, nastąpiło już tyle zmian i restartów, to czy nadal warto wiedzieć wszystko?

TECHNIKALIA:
Scenarzysta: Chris Claremont, Louise Simonson
Ilustrator: Marc Silvestri, Bret Blevins, Walter Simonson
Tłumacz: Nika Sztorc
Typ oprawy: twarda
Wydawca: Egmont
EAN: 9788328161306
Liczba stron: 280
Wymiary: 17.0×26.0cm
Data premiery: 26.04.2023 roku.

Dziękuję Wydawnictwu Story House Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.