Szósty tom to kolejna seria, którą będzie mi dane śledzić w ramach Marvel Origins. Przy okazji widać tu pewną zgodność z kinową popularnością poszczególnych bohaterów. Dostałem Iron Mana, ale Ant-Mana i Wasp już nie będzie, patrząc na włoską listę bliźniaczego zbioru. Trochę szkoda, mogę zapomnieć o upragnionej kompletności.

W ramach niniejszego zbioru dostałem aż 8 zeszytów, w ramach których mogłem śledzić przygody Tony’ego Starka oraz jego alter ego. Już przy okazji poprzednich tomów dało się zauważyć odzwierciedlenie aktualnych nastrojów amerykańskiego społeczeństwa lat 60-tych. Są opowieści zawierające potyczki z najeźdźcami z kosmosu, rosyjskimi agentami, a nawet czarownikami. Podobne sytuacje miały już miejsce w Fantastycznej Czwórce, Thorze i Hulku. Widać, że tematy były nośne, zapewne będą przewijały się co pewien czas w każdej serii. Zrozumiale wydaje się ich użycie, które najprawdopodobniej miało na celu podniesienie morale społecznych w związku z ogólną świadomością zagrożeń. Dzisiaj tematy te są dla wszystkich tak samo wyraźne jak sen zeszłej nocy. Jednak pamiętające proszę o historycznym aspekcie kolekcji. Pewnie nie raz pojawią się nawiązania do ówczesnych wydarzeń. Bynajmniej nie mam tego za złe, przy okazji przypomnę sobie historię USA, jak i reszty świata.

Dwóch złoczyńców zasługuje w moim odczuciu na bliższe zapoznanie w tym tomie. Pomimo osobnej serii, debiutuje tu ktoś o ksywce “Doktor Strange”, lecz nie pała się on magią. Nawet nie jest po odpowiedniej stronie sił dobra i zła. Ty rzezimieszek, którego pewnie już więcej nie uświadczymy. Kolejny to Jack Frost, którego personalia powinny być wam znajome za sprawę filmu z udziałem Micheala Keatona o pewnym bałwanie. Takie smaczki sprawiają, że uśmiecham się sam do siebie oraz są dowodem na przenikanie się elementów kultury.

Po stronie dobra jest to debiut Pepper Pots i Happy’ego Hogana. Zapewne wielu z was będzie zaskoczonych, widząc rewelacje dotyczące obu postaci. Nie są to bowiem ich kinowe odpowiedniki z Marvel Cinematic Universe. Kolejny przykład jak materiał źródłowy może zostać poddany obróbce przed pojawieniem się na dużym i małym ekranie.

Sam Tony Stark to osoba praktycznie bez wad. Kolejny schemat, który został przyjęty przez Stana Lee na początku Marvel Comics, a jest zupełnie inaczej traktowany przez współczesnych scenarzystów. Pomimo skromnych porażek, wszystko mu się udaje, praktycznie z każdej przygody wychodzi bez szwanku. Oczywiście poza tą najważniejszą, w której odłamki prawie zniszczyły mu serce. Po tym wydarzeniu jest już praktycznie niepowstrzymany. W takiej ilości jednolitego podejścia odbieram te historie jako bajki, bez cienia realizmu. W szczególności raziło mnie częste używanie słowa tranzystor, które zawsze było traktowanie niczym lek na całe zło. Dużym plusem jest sposób pisania historii, które w przypadku uprzednich debiutów miały ewidentne elementy toporności, a tu na takowe cechy nie trafiłem. Lektura przebiegła bezproblemowo, idę o zakład, że dalej będzie tylko lepiej.

Większość zbioru zawiera rysunki Dona Hecka, który w moim odczuciu jest o punkt niżej od Jacka Korby’ego jeśli chodzi o graficzne rozwiązania. Nie uświadczyłem tu co prawda cudów natury martwej, jak u „Króla”, aczkolwiek nie miałem powodów do narzekań. Iron Man jest bohaterem wszechstronnym, ma głowę pełną pomysłów, co też zostało ukazane w należyty sposób. Od wymyślania futurystycznych cudów techniki, od wspomnianych już tranzystorów montowanych do wszystkiego. Miało to służyć obronie. Krainy, które były przez niego odwiedzane są kolejnym aspektem, który różnicuje zawartość kadrów, nie pozwalając na nudę. Jak na filantropa przystało, miało być na bogato i tak też wyglądało. Jego otoczenie nie pozostawiały mi złudzenia o stanie majątkowym. Do tego ten wianuszek pięknych kobiet. Eh… ten to ma życie! Sznyt superhero lat 60-tych w szczytowej formie w każdym milimetrze kresek!

Słowem podsumowania, polecam ten komiks. Przede wszystkim jest lepiej przemyślany w porównaniu do poprzednich. Poza tym warto poznać historyczne aspekty towarzyszące postaciom, jak i pierwowzory kinowych bohaterów. Tomy z numerem jeden, zawsze warto mieć w domowej biblioteczce.
BONUS
Poprzednie wydania zeszytów:
Zeszyt Tales Of Suspense #39 ukazał się już w ramach kolekcji: WKKM #68 oraz SBM #3
TECHNIKALIA:
Scenarzysta: Larry Lieber, Robert Bernstein
Illustrator: Don Heck, Jack Kirby
Tłumacz: Łukasz Szostak, Mateusz Jankowski
Korekta: Paweł Timofiejuk
Typ oprawy: twarda
Data premiery: 28.03.2023
Wydawca: Hachette
ISBN: 978-83-282-4629-4
Liczba stron: 144.
Ciągle aktualizowana lista tomów kolekcji wydanych w Polsce znajduje się TUTAJ
One thought on “Iron Man 1 (Marvel Origins – tom 6)”