Mając już ukształtowany gust komiksowy, swój panteon ulubionych bohaterów, czekałem najbardziej na klasyczne przygody Thora. Jednak nie wiedząc wcześniej prawe nic, o pierwszych jego przygodach, rozczarowałem się zestawem opowieści zawartych w trzecim tomie Marvel Origins.

Postać Thora, podobnie jak Spider-Mana zadebiutowała w ramach innej serii, niż ta skoncentrowana na solowych przygodach bohatera. W przypadku blond pięknisia było to „Journey to Mystery” z 1962 roku. Na własną serię poczeka to 1966 roku, więc niech nie zdziwi was ten dziwny tytuły na zeszytach podanych jako zawartość. W pierwszym zbiorze dostałem aż 9 zeszytów, które w jasny i klarowny sposób naświetliły mi, jak wyglądały klasyczne przygody nordyckiego boga w ramach Marvela. I stąd wynika moje rozczarowanie, poparte nawet tekstami zawartymi w dodatkach, gdyż nie ma tu mowy o odwołaniu do czystej mitologii nordyckiej, spisanej w Edach. Wprost przeciwnie, dostałem coś na wzór opowieści science fiction, w których główną rolę odgrywa tytułowy bohater. Idąc dalej, wysunę śmiało wniosek, że to taki Conan, tylko nie w fantasy i umiejscowiony w latach ukazywania się poszczególnych zeszytów. Chwilę zajęło mi przestawienie się na tę propozycję, a rozczarowanie zostało osłodzone przez liczne nawiązania do lore nordyckiego panteonu.

Tu nadmienię parę słów o dodatkach, które ewidentnie skręciły w cykl reportażowy na temat rozwoju Marcela, coś, co chciałem dostać w ramach tej kolekcji, myśląc o niej podczas zakupów w Biedronce. I dobrze się stało, gdyż oprócz oczywistej zawartości na temat herosa, mam coś więcej. Apetyt mam większy, lecz widząc formę wydawania tomów, wszystko rozłoży się na jej długość, a zapewne jest o czym pisać. W tym miejscu zaznaczę moje zadowolenie z ich lektury, które życzę sobie zachować na dłużej.

A teraz czas na wrażenia fabularne, które wynikają ze wspomnianej już akceptacji sznytu science fiction ze szczyptą Asgardu. Thor nie jest tu tak de facto wiodącą postacią, gdyż niejako jest narzędziem w lasce Donalda Blake, doktora, w którego został zaklęty przez Odyna. To on jest głównym prowodyrem przygód wszelkich boga piorunów, a jest przyzywany tylko w potrzebie, niczym dżin z kijaszka. Z ciekawszych motywów rzucę kwestię walki z komunistami będącymi znakiem epoki podobnie jak w Fantastycznej Czwórce, kosmitami, chcącymi podbić Ziemię w kilku rasach, jak i knowania Lokiego, który zdążył wystąpić już nie raz. Każdy ze zeszytów ma dość podobną konstrukcję, przygody Donalda, wezwanie Thora, ratunek oraz wielkie i jakże niespełnione uczucie do Jane Foster. Niby to dzieje się na podobnych zasadach jak u poprzedników, lecz jakby prościej i bardziej schematycznie. Winnemu wszystkiemu jest Larry Liber, brat Stan Lee, który ewidentnie nie odziedziczył tego samego zestawu genów, a wskazówki brata potraktował jak szablon.

Po lekturze całości mam dwa spostrzeżenia: najlepiej czytać niniejszy tom partiami po 2-3 zeszyty, będzie bardziej strawny, po drugie ta cała konwencja sc–fi, luźne oparcie na mitologii nordyckiej jest nawet dobra, pod warunkiem że nie nastawisz się czytelniku, tak jak zrobiłem to ja. Po raz kolejny zaznaczę, że czyta się to o wiele lepiej niż paplę Spider-Mana, elementy akcji są nader przyjemne, oczywiście zgodnie z ówczesnymi rozwiązaniami. Jestem ciekaw, jak rozwinie się całość, oczekuję jeszcze większego uwzględnienia Asgardu, rozwoju relacji Blake/Foster, jak i zdobycie odpowiednich cech charakteru przez protagonistę. Zapewne trochę to potrwa, ponadto liczę na wyrobienie się pióra Liebera lub zmianę scenarzysty.
Na szczęście za większość rysunków odpowiada sam Jack „Król” Kirby, co stanowi w sobie pewien standard sam w sobie. O to mogłem być spokojny, nie odczułem zniesmaczenia na tym poziomie w żadnym z kadrów. Więcej napiszę o zmianie rysownika w zeszycie numer 91, którym stał się Joe Sinnot. Niestety widać różnice w poziomie, nie przykłada się do szczegółów na każdym z kadrów jak poprzednik, chociaż swoje tez potrafi. Widoczna zmiana zaszła przede wszystkim w grubości kreski, jak również w ilości używanej czerni do maskowania niedoskonałości własnego warsztatu. Nie wpłynęło to jednak zbytnio na lekturę, gdyż skupiałem się raczej na ilości tekstu niż na zakrytych rysunkach przez dymki.

Czy polecam? Tutaj nie odpowiem jednoznacznie. Fani Thora i tak kupią, wielbiciele runu Jasona Aarona zobaczą różnice i uciekną, miłośnicy archeologi komiksów i tak zostaną. Wbrew obiegowej opinii nie czyta się tego źle, rysunki są praktycznie takie same jak do lat 80-tych więc teoretycznie nic was tu nie zaskoczy. Kto ma za sobą dwa pierwsze tomy – wie na co się pisze, ten kto chce wejść tu po raz pierwszy i marudzi na cenę, niech zrozumie, że taniej już było.
BONUS
Poprzednie wydania zeszytów:
Zeszyt #83 ukazał się już w ramach kolekcji: SBM #31
Zeszyt #85 ukazał się już w ramach kolekcji: SBM #87.
TECHNIKALIA:
Scenarzysta: Stan Lee, Larry Lieber
Illustrator: Jack Kirby, Joe Sinnot
Tłumacz: Michał Toński, Robert Lipski, Jakub Jankowski
Typ oprawy: twarda
Data premiery: 14.02.2023
Wydawca: Hachette
ISBN: 978-83-282-4626-3
Liczba stron: 144.
Dziękuję Wydawnictwu Hachette za udostępnienie komiksu celem promocji.
Ciągle aktualizowana lista tomów kolekcji wydanych w Polsce znajduje się TUTAJ
One thought on “Thor 1 (Marvel Origins – tom 3)”