- Wstęp
- Jak wygląda Zvyrolverse?
- D-emonology
- Roadkill
- IDK
- IstillDK
- 2DK
- O rysunkach słów parę
- Gdzie kupić?
- Szczegóły techniczne
Wstęp
Jakiś czas temu miałem sposobność przeprowadzić wywiad ze Zvyrke, młodą twórczynią, która swoją niezwykłą pracowitością przykuła moją uwagę. Sami zapewne wiecie, że świat komiksu jest przepełniony propozycjami płynącymi z każdej strony, można odkrywać zupełnie nieznane wcześniej pozycje, a nawet dokładniej poznać polską scenę niezależną. Ten wpis to pierwsza część mojego plany związanego z tą artystką, kolejna powstanie przy napływie sił twórczych, jak i czasowych.
Jak wygląda Zvyrolverse?
Artystka stworzyła własne uniwersum zwane Zvyrolverse, które zostało opatrzone nawet stosowną grafiką podpowiadającą kolejność zapoznawania się z jego poszczególnymi elementami. Prezentuje się ona tak:

Jednak nie znając jej wcześniej, wciągnąłem poniższą listę zakupową w chaotycznej kolejności, co zaskutkowało przeżyciami spod znaku kina à la Tarantino:
- D-emonology
- Roadkill
- IDK
- stillIDK
- 2DK.
Dlaczego akurat wspomnianego reżysera? Przede wszystkim z powodu zaburzenia chronologii wydarzeń, jak i bezkompromisowości rozwiązań wizualnych i scenopisarskich, do których dojdę w dalszej części tekstu. Na razie pragnę jedynie wspomnieć, iż powyższa lista jest już ułożona chronologicznie, co daje pełnię ciągłości fabularnej, jak i sposobność do spostrzeżenia licznych nawiązań. Można robić to na opak, ale warto wcześniej skorzystać ze sprawdzonej metody, którą teraz zalecam i ja!
D-emonology
Fabularny przegląd zaczynam od absolutnej podstawy, jeśli chce się zapoznać z twórczością Zvyrke. Jest to w pełni samodzielna opowieść, która definiuje styl autorki w każdym możliwym aspekcie. Po lekturze „D-emonology” będziecie wiedzieć, na co się piszecie, aczkolwiek nie spodziewajcie się utrzymania własnej strefy komfortu w całości podczas czytania kolejnych skrawków tego działa.

Poznałem tu dwóch typowych członków Zvyrolverse (Cade’a i Shina), którzy ewidentnie są przedstawicielami subkultury emo, w kolejnych jej wywrotowych wariantach. Pomimo spójnego ze stereotypem wyglądu „typowego przedstawiciela przeżywczy wszystkiego mocno”, każdy z nich posiada zgoła odmienne charaktery oraz motywacje. Shin to typowa ofiara losu (z naciskiem na ofiara, mrug, mrug), który pałęta się i prosi o zdecydowane działania wymierzone w jego kierunku. Cade staje się motorem napędowym fabuły, który przyzywa coś na kształt bóstwa, którego głowa zdobi okładkę. W toku rozwoju akcji dochodzi do działań zmierzających ku zaspokojeniu pragnień przyzwanego, co stawi podstawę wydarzeń we finale w całej swej makabrycznej odsłonie. Tak, nie jest to pozycja dla dzieci, dorosły czytelnik jest wskazany ostrym końcem noża na wielu etapach poznawania tego czytadła. Warto zwrócić uwagę na duży udział muzyki w snuciu głównego wątku, co doskonale ilustrują słowa piosenki zespołu Letters to Lotta – „Sacrifice” przełożone na czyny, a w całości zawarte na tylnej wkładce.

Ze swojej strony odczuwam największą satysfakcję z lektury właśnie tej pozycji, gdyż niezwykle cenię sobie sprawne kreowanie świata scenarzystów. Tu wszystko jest nowe, zapowiada się ciekawie, określa to, z czym będę miał do czynienia, obcując z twórczością bohaterki wpisu. Zvyrke jasno nakreśla ramy, w których czuje się najlepiej z punktu widzenia scenarzystki, albo się ją pokocha, albo was odrzuci jej propozycja spędzania wolnego czasu. Osobiście nazwałbym odczucia mi towarzyszące jako „zabawnie obrzydzające przeżycie”, które nie pozwoliło trzymać się ciepło we własnych ciepłym łóżku. Właśnie za takie pozycje uwielbiam świat komiksu niezależnego, który posiada o wiele mniej granic stawianych czołowym twórcom z komercyjnych stajni. Może jest to i horror, thrillerem też zajeżdża, elementy teen dramy są tu równie obecne, jak wszystkie te gatunki zostaną wymieszane razem niczym jelita z rozprutego brzucha – otrzymamy Zvyrolverse. Definitywnie jest to jeden z unikalnych miksów gatunkowych, słusznie wyróżniony nową łatką, choć zapewne autorka nie powiedziała ostatniego słowa o swojej wizji.
Roadkill
Zvyrke wywinęła tu niezłego fikołka, tom ten opowiada o członkach zespołu Letters to Lotta, co mimo obiecanej niezależności, jest już istotnym nawiązaniem do „D-emonology”, Jak się okazuje niejedynym, więc budowa własnego uniwersum postępuje, ukazuję kolejne jego elementy. Doskonale już wiem, że niniejsza historia to istotne wprowadzenie do czarno-białej gałęzi Zvyrolverse. Choć ZUO nie jest tu obecne, pojawią się inne ręce czyniące krzywdę.

Ale to na samym końcu, gdyż przez cały poznawałem kulisy działalności zespołu, w kółko nucąc sobie na własną nutę słowa „Sacrifice” wylewające się wielokrotnie z kadrów. Oj zostawiają ślad na istocie szarej mózgu, i to mocno. A band jak band, żyje pełnią typowego rock’n’rolla, uświadczyłem tu granie, ćpanie, seks picie i rozlew krwi. Tylko spokojnie, chodzi o martwe zwierzęta znalezione na poboczach dróg, wyprawiane przez jednego z członków – Neila. Mocno jest zaznaczona tu obecność pewnego oposa (nie szczura, czy też myszy – to nie polskie lokalizacje), użytego zresztą jako profilowe samej autorki, nie tylko na Facebooku.

Czuć tu obyczaj, przepełniony makabrą, jak i rozrywką ku chwale nut rozsianych po kadrach. Wyrzucić parę krwistych elementów i voilà – generyczna teen drama z Netflixa. O dziwno czytało się bardzo sprawnie, poza nieczytelnymi momentami z próbami rozszyfrowania tożsamości postaci, a końcówka wbiła w fotel, aż zapragnąłem więcej.
IDK
No i zaczęło się, gdyż dostałem właściwy plan autorki podany przez niezwykle przerysowaną postać doktor Shannon. Dalsze tomy będą po prostu opowieścią o zombiakach, jakie często występują w przeróżnych formach w mass mediach, da się tu dopasować pojedyncze elementy ogólnie znanej układanki. Jednak nie takie jest tu ogólny wydźwięk.

Dostałem tutaj studium powracającego to nieżycia zombiaka, który uczy się wszystkiego w zasadzie od nowa. No bo forma, w której aktualnie się znajduje, wymaga dostosowania się, nauczenia prawideł stanu, wykorzystania ich, by powrócić do czegoś na wzór sprawności. O ile jest to możliwe w tym przypadku. Mam dziwnie mieszane uczucia na temat tego, co tu zobaczyłem, bo czuć tu mocno „Potwora Frankensteina” z seksowną Shannon ze skalpelem w ręku, mocny sznyt mangowy, a wszystko polane w garażowym bydgoskim sosie.

Po raz kolejny określiłbym to jako „zabawnie obrzydzające przeżycie”, pamiętam, że chciałem po prostu wiedzieć, co będzie dalej, ta „dziwnie fascynująca” opowieść ma ciąg dalszy, w którym mogę spodziewać się już dosłownie wszystkiego. No i ten zwierzak! No musi coś oznaczać, uniwersum się rozrasta o kolejne fascynujące rodzaje postaci.
IstillDK
Wróciłem tutaj do zespołu Letters to Lotta i Chloe, do mocno patchworkowej opowieści spod znaku obyczajówki o radzeniu sobie ze śmiercią kolegi, o sukcesie zespołu, czy też rasowego horroru spod znaku przywoływania przekornych demonów. Każdy tu przeżywa stratę na swój sposób, postawy mnożone są przez Zvyrke umiejętnie, by potem pęknąć jak bańka, gdy wraca Neil – zombiak. Do tego Ed zaprzedający w zbyt oczywisty duszę demonowi, nie radzi sobie z tym za dobrze, staje się to bardziej parodią, niż przykładem osoby panującej nad sytuacją.

Jednak ostatecznie zespół zaczyna święcić triumfy. Jest to najbardziej rozbudowane i obszerne dzieło autorki, która zdążyła przyzwyczaić mnie do swobodnej żonglerki motywami z całą swoją przewrotnością. Pod względem zawartości, jest to najbardziej kompleksowa i zarazem kompletna część uniwersum, nie czułem się spragniony dalszym losów ekipy, byłem w pełni nasycony. Wprost prosi się o szczegółową rozpiskę, tego, co tu się wydarzyło na każdej z warstw fabuły. W moim odczuciu jest to część uniwersum spełniająca ogólnie przyjęte normy jakościowe, jednocześnie wymykająca się jednolitej klasyfikacji gatunkowej.

Po raz kolejny “Sacrifice” biło mnie po szarych komórkach aż do podwójnego finału, z czego pierwszy oczywisty i pełen makabry był swoistą kulminacją historii zespołu. Ostatnie strony to zaś swoisty skok z bok, spotkanie z demonów, inny plan egzystencji, skromna nadzieja na więcej mitologii, choć zapewne powinna pozostać to w sferze domysłu. No i na końcu są zawarte tu dodatku! Kompletność przez duże K!
2DK
Wiedziałem, że kiedy pojawią się wątpliwości co do zmian wprowadzanych przez autorkę i stało się to na etapie 2DK. Wynika to z założeń użytego ciężaru emocjonalnego, który miał zapewne zaprowadzić do pewnej stabilności emocjonalnej i towarzyskiej Neila i Chloe, lecz okazało się to zmyłką. To, co zaczęło się dziać, można porównać śmiało do oblania zimną wodą podczas głębokiego snu.

Nie ma tu żadnej świętości, wszystko zostaje wywrócone do góry nogami, spodziewane rozwiązania zostają zmiażdżone przez pomysły Zvyrke. Zakochani nie są szczęśliwi, zombie są wynikiem głupoty, święta symbolika zostaje użyta do niespodziewanych celów, a krew leje się hektolitrami. Dawno nie pisałem o wytrąceniu ze strefy komfortu, więc przypominam o tym. Po raz kolejny zostałem zaskoczony rozwiązaniem, choć dużo elementów ciągnie się tutaj niczym zombie powłóczący nogami przez dziwne rejony świata.

Miejsca, którego również nie jestem pewien, gdyż wszystko, co już widziałem, zostało zmielone i stało się bardziej polskie. Zastanawia mnie rola mutanta Ransena, lecz znając poczynania mieszkanki Bydgoszczy, mogę wyrzucić moje predykcje to kosza na odpady radioaktywne. Co mi zostało? Położenie się pod gilotynę i czekanie na kolejną, zapowiedzianą już część, która być może ukaże się w tym roku.
O rysunkach słów parę
Na temat rysunków Zvyrke można powiedzieć jedno – nie znajdziecie na naszej scenie niezależnej drugiej persony z podobnym stylem. Ta część uniwersum powstaje w czerni i bieli, poza okładkami posiadającymi różny stopień zawartości kolorów. Nie wyobrażam sobie użycia barw w kadrach, myślę, że straciłyby one na uroku poprzez dodanie dosłowności do scen, a aktualnie jest to w sferze moich czytelniczych domysłów. Zresztą nie tylko to, niektóre sceny są mocno chaotyczne, mam wrażenie utworzenie ich w formie silnych wybuchów emocji z użyciem narzędzi do kreślenia. Zresztą nie chodzi tutaj, żeby pokazać coś wprost, bawić się gore, zalewać odbiorcę makabrą, lecz stawia się na intymność scen, bardziej wykreowanych w głowie, gdzie czają się najgorsze wizje, wykreowane przez własne poczucie strachu. Są również momenty w konstrukcji postaci, które potrafią wyglądać podobnie, często je myliłem ze sobą, czekając na odpowiedni dymek z imieniem. To była jednak domena do etapu„ Roadkill”, potem robiło się coraz lepiej, widać poprawę, czy też zmiany warsztatu, co zawsze cieszy, usta same układają się w uśmiech à la Joker.

Istotnym smaczkiem, obecnym praktycznie zawsze są elementy ukryte na n-tych planach. Warto rozejrzeć się dokładnie, a zostaniemy uraczeni swoistymi graffiti sfrustrowanego twórcy, który lubi sobie ulżyć poprzez rzucenie mięsem lub łaciną, gdzie popadnie. W końcu to opowieść o młodych ludziach, u nich zawsze wszystko jest k… i zaje… 😉 No i ta oszczędność w stopkach, które są tu raczej z przymusu niż z obowiązku 😉
Gdzie kupić?
Opisywane komiksy można zakupić w sklepie: Gildia.pl oraz Róbmy dobrze
Szczegóły techniczne
TECHNIKALIA (D-emonology):
Format: 170×240 mm
Liczba stron: 100
Oprawa: miękka
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały
Data wydania: 28 sierpień 2019
TECHNIKALIA (Roadkill):
Format: 150×210 mm
Liczba stron: 50
Oprawa: miękka
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały
Data wydania: 28 sierpień 2019
TECHNIKALIA (IDK):
Liczba stron: 50
Oprawa: miękka
Papier: offset
Druk: czarno-biały
ISBN-13: 9788395390159
Data wydania: 29 sierpień 2019
TECHNIKALIA (IstillIDK):
Format: 148×210 mm
Liczba stron: 110
Oprawa: miękka
Druk: czarno-biały
ISBN-13: 9788395691560
Data wydania: 5 luty 2021
TECHNIKALIA (2DK):
Format: 148×210 mm
Liczba stron: 54
Oprawa: miękka
Papier: offset
Druk: czarno-biały
ISBN-13: 9788395691584
Data wydania: 26 wrzesień 2022