Po evencie jakim było „Batman. Death metal„, mogło zdarzyć się wszystko. Nie rozpisując się no wewnętrznych przepychankach w DC, postawiono na kolejne ważne wydarzenie nazwane „Stan przyszłości”, którym zastąpiono regularnie wydawane serie, mające ukazać czytelnikom kolejną wersję przyszłości Uniwersum. Wydawnictwo Egmont zebrało więc odpowiedniki wydawanych przez siebie, powiązanych z Batmanem i tak wylądował w polskich sklepach komiks o tytule „Stan przyszłości. Batman„.

„Stan przyszłości. Superman/Batman” to dwuzeszytowa historia wprowadzającą w powoli rozwijającą się sytuację w Gotham, którego nowy burmistrz Nakano oddał opiekę nad porządkiem, organizacji Magistrat, która mocno naczytała się Orwella i chce wcielić jego wizje w życie. Jeden z takich aspektów kontroli porusza się tutaj, korzystając przy okazji z poczynań Profesora Pyga, którego eksperymenty wywołują ciarki na plecach, szerząc coraz to większe zepsucie na ulicach rodzinnego miasta Bruce’a Wayne’a. Zawsze miło popatrzeć na tytułowy duet w akcji, Gene Luen oddał tę unikalną chemię sprawnie, a Ben Oliver i Arif Prianto, przygotowali miłą oprawę graficzną, która sprawnie niosła mnie do końca. Niestety wygląda to jak następna z rzędu sprawa dla duetu, bez większego wow, po prostu kolejny dzień w pracy.
„Następny Batman„, oprócz tego, że jest sagą o rodzinie Foxów, wprowadza w kuluary miasta bez swojego obrońcy Batmana w osobie Bruce’a, który zginął z ręki Magistratu, urządzającego sobie totalitarne rządy. Jace Fox w tajemnicy przed wszystkimi odgrywa rolę kolejnego wcielenia idei obrońcy Gotham, z równym zacięciem, jednak popełnia błędy świeżaka, jak i nie ma takiej swobody działania jak poprzednik. Niby to samo, niby inaczej, jednak czegoś tu brakuje, co przykułoby do fotela podczas czytania. Niestety za szatę graficzną odpowiada więcej niż jedną osobą, co spowodowało brak spójności we wizji i zadziało na minus.

„Batman Detective Comics” zostało zastąpione przez „Stan przyszłości. Mroczny Detektyw„. I ta seria okazała się dla mnie najlepsza. Zapytacie dlaczego? A to z powodu wizji przyszłości wyglądającej jakby skąpanej w świecie „Cyberpunk 2077” czy też „Blade Runner”. Do tego dużo wewnętrznej narracji Bruce’a i voilà! Mamy ciekawostkę w tym tyglu zwykłych rozmaitości. Autentycznie zależało mi na bohaterze, który został wytrącony ze swojej strefy komfortu, ciągle walczy o swoje, jednak przy użyciu minimalnych środków przetrwania i do walki. Niepewność w finale zrobiła swoje, a Gotham należy się wolność. Mariko Tamaki zaskoczyła mnie tą wizją, Dan Mora sprawnie zilustrowała, a ja polecam wam szczerze.
„Stan przyszłości. Rycerze z Gotham” to kolejne zeszyty w kolejce, które jakościowo zmieniają całość o 180 stopni. Kompletnie nic mi tu nie grało, zbieranina złoczyńców pod wodzą Astrid Arkham, którzy zachowują się, jakby wyprano im mózgi, po to, by zdobyć w finale przedmiot, dla którego sam nie chciałbym umierać, choć jestem świadom jego symboliki. I tak został zmieniony w coś mi obcego, nic tu się nie trzyma kupy, czyta się to, jak wypadek przy pracy Paula Jenkinsa, rysownik i kolorysta po prostu zrobił swoje i zarobili na życie.
„Stan przyszłości: Catwoman” jest takie, jak powinno być. Ram V jako scenarzysta i Otto Schmidt jak ilustrator stworzyli tu szalony komiksowy blockbuster nieobawiający się tego, czym jest. Jest tu mrocznie, szybko, są wybuchy i bijatyki, a przede wszystkim napad, którego dokonuje grupa skupiona wokół Kotki. Tak właśnie miałaby wyglądać przyszłość tej bohaterki w moich myślach, dokładnie to dostałem, całość minęła szybko, niczym letni kinowy blockbuster. Zdecydowanie na plus w każdym aspekcie no i ten niepewny finał!

„Stan przyszłości: Harley Quinn” to dwuzeszytowy potworek, bawiący się schematem policjant i złoczyńca, którzy chcą nawzajem się przechytrzyć. Tak naprawdę zrobił się z tego trójkąt w postaci osób o wątpliwej reputacji: Strach na wróble, Harley Quinn, Czarna Maska, rzućcie zapałkę, a wszystko wyleci w powietrze. Założenia fabularne wcale nie są oryginalne, od samego początku czuć porażkę projektu w powietrzu, istnieje tylko jedno pytanie: jak to się stanie. Stephanie Phillips nie zabłysnęła tutaj niczym oryginalnym, po prostu kolejna wypłata wpłynęła jej na konto. Jedyne co okazało się oryginalne, to warstwa graficzna od Simone Dimeo i Tamry Bonvillain, która mnie zaskoczyła mangowy sznytem, lecz pogubiło to gdzieś znane wcześniej wizerunki. Niby też czuć ten totalitarny futuryzm, ale klimat ucieka przy tej oczywistej i fatalnej w skutkach nierównej grze.
Podsumowując, jest to ciekawostka, która raczej nie przyjmie się na stałe w kanonie lektur komiksowych, lecz jako skrojona na miarę antologia o przyszłości Gotham daje radę, a uwierzcie mi, nie znoszę tego typu wydawnictw. Jest to również komiks dla osób znających uniwersum DC, gdyż postaci pokazują się ze znanej już strony, co też nie jest samo w sobie dobre.
TECHNIKALIA:
Scenarzysta: Paul Jenkins, Mariko Tamaki, John Ridley
Ilustrator: Ben Oliver, Dan Mora, Laura Braga
Tłumacz: Tomasz Sidorkiewicz
Typ oprawy: miękka ze skrzydełkami
Wydawca: Egmont
EAN: 9788328156616
Liczba stron: 384
Wymiary: 16.7×25.5cm
Data premiery: 28.09.2022 roku.
Dziękuję Wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
2 myśli w temacie “Stan przyszłości. Batman”