Na początku Batman, Który się śmieje, wprost fascynował mnie, zaczynając od designu postaci, po niezwykle przebiegły umysł powstały z połączenia Batmana i Jokera. Jednak jego nadużywanie sprawiło, że stał się mi obojętny, a wraz z początkiem eventu Death Metal, zacząłem go nienawidzić, oczekując jak najszybszego jego końca. Najlepiej w męczarniach, które sprawił mnie swoimi działaniami i monologami jako Najmroczniejszy Rycerz.

Ostatni tom to zawsze czas refleksji, jak się okazało nie tylko mojej, czytelniczej, ale także wielu bohaterów i złoczyńców ze stajni DC walczących wspólnie, aby pokonać ostateczne zło. Nie spodziewałem się takowej zawartości po tym tomie, gdyż chcąc nie chcąc dobrze bawiłem się na poprzednich, czerpiąc dużo radości z nieskrępowanej wyobraźni scenarzystów i rysowników. Oczywiście biorąc poprawkę na całość poziomu serii, która jest na tyle charakterystyczna, że nie ma się jej z niczym pomylić. Jednak zagłębiwszy się w treść ostatniego tomu, oniemiałem. Ktoś zabrał mi tę nieskrępowaną zabawę i zastąpił w 90% mroczną wersją Troskliwych misiów. Serio. Ale wszystko po kolei. Dostałem tu o zgrozo, aż kilkanaście historii, które pachną na kilometr ostatnim pożegnaniem z czytelnikiem. Bohaterzy i Złoczyńcy DC (i tu nie chodzi mi o pewną kolekcję od Hachette 😉 ) przygotowują się do ostatecznej bitwy, która ma uratować nasz wszechświat przed zniszczeniem i zapomnieniem. Dostałem tu tonę rzewnych momentów, pokazywania swoich możliwości, przekraczania granic możliwości w imię większych wartości. Nastrój całej historii gwałtownie się tu zmienia, następuje uproszczenie przekazu, opowieści są do siebie bardzo podobne, osobiście miałem wrażenie, iż czytam historię dla młodszego czytelnika. Do tego doszły wszelkie wady trzeciego aktu typowego eventu DC czy też Marvela, gdzie wszyscy po prostu się leją, waląc oczywiste opowieści z oczywistymi rewelacjami. Po raz kolejny był to ewidentnie cios w dojrzałego czytelnika. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego na tym etapie pojawiły się takie działania, jakby ktoś w DC Comics stwierdził, “o kurczę, to zaszło zbyt daleko, ratujmy ten projekt metodami Disney i z filmów MCU”.

Żeby nie było, w tomie tym naprawdę podobały mi się dwie rzeczy: śmierć głównego złola serii oraz historia “Tajne początki”. Nie wiem, czy ta druga wymieniona przeze nie rzecz, nie jest najlepsza ze wszystkich zeszytów o Metalu. W skrócie jest to zeszyt poświęcony postaci pierwszego Superboya, od początku do resetu jego przygód, silnie powiązanego z aktualnie rozgrywającego się kryzysu. Jego postać, tak znienawidzona przez wszystkich, zafascynowała mnie mocno, o dziwno zacząłem mu kibicować, ciesząc się z każdego elementu tej historii. Klimatem wyróżnia się mocno, oferując bardzo dobre rysunki, oraz angażującą historię z pełnokrwistą postacią, którą autentycznie chce się być, dzielić jego troski. W mojej opinii nawet bardziej niż z takim Batmanem czy też Supermanem. Z chęcią poczytałbym o nim więcej materiału, najlepiej spod pióra Geoffa Johnsa.

Rysunki również najbardziej podpasowały mi w powyższej historii, było w nich coś nostalgicznego, coś, co skłaniało moje uczucia w stronę lat dzieciństwa. Ogromne grono rysowników, inkerów i kolorytów przygotowało tę realistyczną rozrywkę nader przyjemną w odbiorze, polecam zapoznać się z tym zeszytem z całego komiksowego serducha. A co to samego czwartego tomu, cieszę się, że to już koniec. Niestety parafrazując pewne powiedzenie “dobre historie można poznać po tym jak się kończą”, a koniec zasiał dużo zamętu w mojej głowie, zupełnie niepotrzebnie. Tylko dla osób chcących znać aktualne status quo świata DC oraz dla historii z Pierwszym Superboyem.
Plusy:
😉nareszcie koniec
😉“Tajne początki” zarówno w warstwie scenariusza jak i rysunku.
Minusy:
🤨zmiana klimatu w ostatnim tomie
🤨za dużo tu ckliwych momentów.
TECHNIKALIA:
Scenarzysta: Scott Snyder, Joshua Williamson, James Tynion IV
Ilustrator: Greg Capullo, Yanick Paquette, Brian Hitch
Tłumacz: Tomasz Sidorkiewicz
Typ oprawy: twarda
Data premiery: 13.04.2022
Wydawca: Egmont
EAN: 9788328150720
Liczba stron: 296
Wymiary: 17.0×26.0cm.
Dziękuję Wydawnictwu Story House Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Szkoda że nie dałeś spoilerów. Czy na koniec wszystko wraca do początku jakby się nie wydarzyło? Dla mnie cała Liga Snydera to jego największa porażka.
PolubieniePolubienie
SPOILER
Na końcu wszyscy żyją, nawet ci co umarli ostatnio w komiksowym kanonie.
PolubieniePolubienie