Czekałem na powrót tego serialu, miałem szczerą nadzieję, iż drugi sezon pokaże pazurki już od samego początku, jednak twórcy trzymają się pewnego poziomu, który finalnie być może stanowić koniec tego serialu. Seans był przyjemny, zaoferował mi znane już wcześniej uczucie przyjemności. Czy zatem warto ponownie usiąść przed telewizorem na seans „Superman i Lois”?

Pierwszy odcinek jest skoncentrowany na odbudowie społeczności oraz szkód w Smallville po wydarzeniach z ostatnich odcinków pierwszego sezonu. Rozgrywa się to na przestrzeni całego odcinka, co nie znaczy, że brakuje rozpoczęcia nowych wątków, a tych wydaje się kilka na planie “zwykłej ludzkiej codzienności” jak i super istot. Teoretycznie najciekawszy wątek związany z Supermanem, który powinien dostarczyć najwięcej rozrywki – nie zawodzi, mamy widowiskową akcję ratowania koreańskiej łodzi podwodnej, poprzedzone dziwnym stanem kryptończyka. Całość ma swoje konsekwencje we współpracy z DEO, której nowy szef chce mieć „Supermana na wyłączność Ameryki”. Możecie sobie wyobrazić reakcje po obu stronach, które na pewno nie obejdą się bez konsekwencji. Jedną z nich widzimy już podczas akcji ratowania ocalałych z kopalni. Jak zwykle tych scena jest stanowczo za mało i zbyt szybko mijają.

Życie Lois i Clarka obfituje w ciche dni, ten drugi nie ma pojęcia, co spowodowało ten stan, oczywista wina spada na pojawienie się Natalie, która została sama w obliczu ucieczki Lois na początku odcinka. Do tego pierwsze poważne miłości synów, budzą nieoczekiwany wybuch, gdy Lois przyłapuje Jonathana na cielesnych igraszkach z dziewczyną. Po raz kolejny Clark staje przed wyzwaniem, choć doświadczenia życiowe ma zgoła inne. Mam praktycznie pewność, iż chłopaki nie będą trzymać rąk przy sobie, czytaj – kłopoty na tym polu murowane, może to być jeden z najbardziej zabawnych wątków.

Rodzina Lany również dochodzi do siebie, wraca Sarah, każdy ma nowy pokład sił. Kyle największy łobuz/maruda, trochę narzeka na nową pracę żony, zazdrość staje się widoczna, na szczęście szybko zostaje to załatwione, chociaż patrząc na poprzedni sezon, może to być dopiero początek rodzinnych kłopotów, jak i całego miasteczka we warstwie ich mieszkańców. Sarah po powrocie czuje się na tyle nieswojo z radości Jordana, że aż rozmawia o tym z ojcem. Co dziwne, Kyle radzi dobrze, co przede wszystkim bawi, jak i pokazuje jego nową mentorską twarz.
Lois przez swoje wewnętrzne problemy sieje ferment w pracy, powodując niezadowolenie koleżanki. Wątek jej rozterek znajduje pewne rozwiązania powiązane z przybyszami z innego świata, co moim zdaniem jest proszeniem się wprost o kolejne kłopoty. Ten wątek zapewne zdominuje sezon, dostrzegam kłopoty na linii Clark/Henry, a finał bez tego duetu może mieć fatalne skutki.

Koniec odcinka, to pewne scena, która fanom komiksu powie dużo, rozgrzeje wyobraźnie do czerwoności. Pozostałym zapowiada pewne nadnaturalne zagrożenie, które być może będzie stanowiło wypełnienie odcinków do końca sezonu. Czy warto? Niby jest spokojnie, jednak ilość wątków obiecuje emocje w dużej ilości, pod warunkiem odpowiedniego ich rozbudowania i pokazania siły twórców w kreacji ciekawych i nietypowych wizji.