Są takie momenty w głównych seriach komiksowych, które oferują nam przy okazji głównej osi wydarzeń Uniwersum tzw. fillery lub też bardziej po polsku wypełniacze. W momencie ukazywania się zeszytów z niniejszego tomu w DC Comics szalało kolejne wydarzenie, które “na zawsze odmieni oblicze świata” wydane u nas w kwietniu 2021 w ramach „Liga Sprawiedliwości: Wojna totalna. Rok łotrów”

Jeśli dodamy do tego jeszcze jeden event, “Leviathan” to będą już prawie wszystkie elementy składowe „Metropolis w ogniu”. Mamy tutaj swego rodzaju kulminację wydarzeń mocno powiązanych ze wspomnianymi wydarzeniami. W zasadzie całość to jedna wielka walka o utrzymanie miasta nadziei przy życiu. Plan Luthora jest prosty – pozbyć się jego największego wroga, dzięki czemu będzie mógł skupić się na kolejnych makiawelistycznych planach powiązanych z Perpetuą. Oczywiście Superman tanio skóry nie sprzeda, odbywa się wielka walka, w którą zostają zaangażowani liczni bohaterowie. Skalą ten filler przypomina nawet mini event, tyle tu bohaterów jak i stałych elementów rządzących tymi wydawnictwami.
Jak aktualnie pisze Brian Michael Bendis, każdy wie. Osobiście mi to nie przeszkadza, jest to nadal dobry poziom, który nie spada poniżej pewnej normy. Przy okazji Supermana miał kilka dobrych motywów, nietypowych jak na twórców tej serii, co zostanie przeze mnie na pewno zapamiętane. Jednak tutaj zapewne dostał polecenie w stylu „Brian, mamy event, napisz coś pod niego”. No i napisał niestety filler pod dyktando, co automatycznie obniżyło poziom i dało spodziewaną mdłą końcówkę, która i tak prowadzi do kolejnego wydarzenia – “Death metal”. Jak przy każdym tego typie dyktand jest tu cała masa uproszczeń, szybkich walka, teoretycznie wielkiego zagrożenia, ale ci, co obcują z komiksami superhero od wielu lat nie powinni być zdziwieni, a nawet będą zachwyceni płynnością, z jaką Bendis skacze z wątku na wątek. Chociaż zaburzenie chronologii powoduje ból głowy, a nie uatrakcyjnia historię.

Na szczęście udało się przemycić ciekawostkę w postaci originu Red Mist jak i kontynuację wątku Leviathana, co daje automatycznie oczko w górę, sprawiło mi wiele radości i satysfakcji. Z obiema postaciami jest związane zakończenie, które zafundowało mi solidne zdziwienie, a nawet chcę wiedzieć, co będzie dalej. Nawet pomimo tego, że tom jest spóźniony o kilka miesięcy, gdyż jego akcja rozgrywa się przed trzecim tomem Supermana.
No i na koniec wielki żal z mojej strony z powodu braku Ivana Reisa, którego zastąpił mi tu jakiś John Romita Jr., które znam, od niedawna omijam szerokim łukiem, bo coś mu nie wychodzi ostatnio. Rozumiem tę jego konwencję brudnej, kanciastej kreskówki, ale w przypadku Supka, człowieka jutra i nadziei, nie widzę kolejnego dnia z czytaniem tak wyglądającego komiksu. Może gdyby nie warstwa graficzna, całość odebrałbym inaczej, a tak zastanawiałem się, jakie zwierzęta przypominają poszczególne postacie.

Plusy:
👉jak na filler, to nawet dobre
👉origin Red Mist.
Minusy:
👇czuć rękę włodarzy DC Comics
👇John Romita Jr.
TECHNIKALIA:
Scenarzysta: Brian Michael Bendis
Ilustrator: John Romita Jr.
Tłumacz: Jakub Syty
Typ oprawy: miękka ze skrzydełkami
Data premiery: 24.11.2021
Wydawca: Egmont
EAN: 9788328152519
Liczba stron: 132
Wymiary: 16.7×25.5cm.
Dziękuję Wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.