Superman. Ten, który spadł

Superman. Ten, który spadł

I oto nadeszła kolejna zmiana scenarzysty w ramach serii Superman, złowieszczy tytuł w połączeniu z zapowiadają tragedię okładką, zwiastuje zmiany, lecz czy czas spędzony z niniejszym tytułem spełnił moje oczekiwania względem tej serii i wszystkich działań marketingowych tutaj skupionych? 

Po wydarzeniach z „Nieskończona granica” można spodziewać się wszystkiego, a w szczególności rewolucji, która powinna już wkrótce nastąpić. Jednak ten tom jej nie stanowi, jest tylko pośrednikiem służącym do kolejnego przypomnienia, iż opowieść ta jest w dużej mierze skoncentrowana na rodzinie. W pierwszej z dwóch historii o tytule „Złoty wiek” dowiedziałem się o kolejnym etapie w rozwoju dziecka. Wszystko zatacza tu krąg, tym razem Clark staje w obliczu tego, czego doświadczył jego ojciec. A pretekst wydaje się nielichy, gdyż ze szczeliny miedzywymiarowej wydostaje się promieniowanie osłabiające Kal-Ela. Pomysł ciekawy, aczkolwiek Johnson wchodzi do lore Supka bardzo ostrożnie, na szczęście nie zmieniając poprzednich nowości Bendisa, lecz tworzy zupełnie nową chemię pomiędzy członkami rodziny Kent, w pokoleniowej otoczce. Obawiałem się roztrwonienia całości poprzez kosmiczną skalę działań, na szczęście niezasadnie. Wszystko płynie zgodnie z głosem narratora, który w kolejnej odsłonie zostaje sam tytułowy bohater, całość ma szybkie flow z paroma ciekawymi nawiązaniami do przeszłości, jak i przyszłości.

Ten, który spadł” odpowiedział mi na pytanie, które zadałem sobie na początku. Po raz wtóry pretekstem była prosta w swej konstrukcji historia o ratunku dawnego znajomego, co okazało się historią z niejednym dnem. Dużo gadania w porównaniu do poprzednika, stanowczo spowolniło radość z lektury, co nie zadziało korzystnie na mój odbiór. Całość odebrałem jako swoistą laurkę dla własnego dziecka złożoną w myślach przez ojca, który czuje na karku oddech nowej jakości, w stosunku do jego działań, będących przecieraniem szlaków jemu nieznanych. Czuć mocno nostalgiczne wymiar tej, jak i poprzedniej historii, której smutek zapowiada niechciane pożegnanie, połączone z nową nadzieją. Tą nowością jest siła odmiennego doświadczenia, a przede wszystkim oparcia w ojcu, który rozumie przynajmniej tak dobrze, jak siebie samego. Po raz kolejny Johnson przypomina uniwersalne wartości, które towarzyszą zmianie czekającej dosłownie za rogiem. A niniejsza historia uspokoiła zarówno wszechświat, jak i mnie. 

Rysownicy tradycyjnie jak to bywa w czołowych komiksach superhero przygotowali pstrokate rysunki, w szczególności dzięki kolorom HI-Fi. Phil Hester nie spodobał mi się stylistycznie, podeszło mi to pod mangę, jednak ubogi w detale kadr, nie zaspokoił moich oczu. Wygląda to, jak kreskówki, nie chce się wracać do ponownej weryfikacji plansz, dosłownie lektura na jedno posiedzenie. Na szczęście potem jest już bardziej standardowo z ciekawym twistem, gdyż Scott Godlewski pokusił się o ciekawe zabiegi, wyglądające jak wycinanki postawione na przygotowanych tłach. Aż się zatrzymałem na chwilę, żeby przeanalizować kadry, co zdarza się rzadko przy pierwszym podjęciu. Polecam spojrzeć na te detale, podnoszą radochę z odbioru komiksu unikalnym pomysłem. 

Podsumowując, jest to typowy przykład komiksu przejściowego, który ma przygotować czytelnika na nowe, wprowadzające nowego scenarzystę, przypominać podstawy lore serii. Odhaczyłem go na swoje liście do przeczytania, czekam na kolejny, choć do piania ze zachwytu jeszcze mi daleko. Panie Johnson, poloneza czas zacząć! 

TECHNIKALIA:

Scenarzysta: Phillip Kennedy Johnson

Ilustrator: Scott Godlewski, Phil Hester

Tłumacz: Jakub Syty

Typ oprawy: miękka ze skrzydełkami

Wydawca: Egmont

EAN: 9788328157293

Liczba stron: 132

Wymiary: 16.7×25.5cm

Data premiery: 25.01.2023 roku. 

Dziękuję Wydawnictwu Story House Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji. 

Opublikowane przez Mikołaj

Komiksoholik z ADHD 🙃

Dodaj komentarz