Wśród twórców komiksowych można wielokrotnie usłyszeć, że inspirują się oni innymi, często opierając się na ulubionych pozycjach z dzieciństwa lub późniejszych etapów życia. Niedawno pisałem o komiksach Jakuba Martewicza, które aż kipią od nostalgii do komiksów lat 80 i 90-tych, a tutaj dostałem dwóch fanów twórczości Tadeusza Baranowskiego, do którego niestety muszę porównać niniejszą pozycję.

Artura Raduchę kojarzę z RELAX-owego „Bum! Z prawego, Bęc! Z lewego w poszukiwaniu tego i owego„, które zacnie rozbawiło mnie rysunkami jak i scenariuszem. Od razu można było wyczuć inspiracje, które zawarte są w jego ilustracjach, choć nie traci on tutaj swojej tożsamości. Wiadomo, że można, a jak wzorować się, to oczywiście na najlepszych, europejską szkołę wiernego rysunku w kreskówkowym stylu widać już od samej ślicznej okładki. Analogiczne rysunki znalazłem w środku, są bardzo dokładne, zawierają dużo szczegółów, umiejętnie kryją braki teł, które nie rażą tak mocno. Ciekawym zabiegiem są tu zabawy kolorami, gdy nagle ich liczba potrafi spać do 3 (np. czerń, niebieski, biały) oczywiście pasując do przedstawianej fabularnie sytuacji. Tak, podziwiałem te kadry nader długo, na pewno o wiele więcej niż typowego Marvela czy DC. Był to jeden z czynników, które przykuły mnie na dłużej, niż się spodziewałem po tak małej objętości. A tu jeszcze szkicownik do obejrzenia na końcu, oj chciałbym mieć taki wrys od Artura, oj fiu fiu!

Drugim sprawcą całego zamieszania z przykuciem mnie do obcowania z piratami i ich oprawcami, jest Daniel Koziarski. Mogę pomarudzić na archaiczny język narracji, który zapewne wynika z nostalgicznych pobudek, jednak wydaje się on uwspółcześniony, czyta się lekko, choć nie bez kozery trzeba się czasem zastanowić, co tu właściwie zostało powiedziane, jakiego odwołania użył scenarzysta. Czasem jest to proste, czasem trzeba pogłówkować, a był i przypadek, że dotarło do mnie dopiero po paru stronach. Daniel korzysta tu praktycznie co kadr z gier słownych, sarkazmu odwołań do szeroko pojętej popkultury, komiksy również są tu na porządku dziennym. Znakomicie to wydłuża obcowanie z „Piratami…”, daje dużo radochy z odkryć, a nawet z powrotu do wtórnej lektury. Moim zdaniem należy podchodzić do tego komiksu kilka razy, tak na spokojnie, by nie przeciążyć się tym dobrem obecnym praktycznie w każdym kadrze. I piszę to na serio, autorzy wypełnili je po brzegi wszelkiej maści zawartością. Z jednej strony prosi się o podział na rozdziały, by naturalnie rozdzielić fabułę na części do jednorazowego czytania

Tyle już napisałem, lecz nie wspomniałem nic o fabule. A bo jest ona w swoich założeniach prosta, wszystko toczy się wokół Kapitana Huka, który ma zostać pojmany i stracony. Jak to zwykle bywa w awanturniczych opowieściach, jest to sposobność to poczytania i obejrzenia ciekawych akcji, jak i przeczytania ciętych dialogów. Jednoczenie nie chcę rzucać wam przykładami zabaw słowem, gdyż zabierze wam to choć trochę radochy, a radzę pogłówkować samemu, mieć dziką satysfakcję z odkryć.

Moim zdaniem udany debiut twórczości obu Panów w mojej kolekcji, czerpiący z dobrych wzorców, dla nostalgistów jak znalazł. A dla innych to uwspółcześniona wersja legendy, która przy bliższym poznaniu, dużo zyskuje, a nawet przykuwa na większą ilość minut, niż komiks ten ma stron. Kto nie spróbuje, ten trąbą, tym bardziej że cena jest zacna.
TECHNIKALIA:
Scenarzysta: Daniel Koziarski
Ilustrator: Artur Ruducha
Wydawnictwo: Ongrys
Format: 214×290 mm
Liczba stron: 40
Oprawa:miękka
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN-13: 9788366603479
Data wydania: 29 lipiec 2022 roku