Wychowałem się w latach 90-tych. To niesie za sobą pewne nostalgiczne pasmo wspomnień i słabość do promowanej wówczas wersji kultury masowej. Patrząc z perspektywy lat, to było przegięcie w wielu miejscach. Faceci z nadmuchanymi do maksimum możliwości mięśniami (co ten Fabio ), kobiety z wielkimi… oczami, w pozycjach, które świadczą o braku zdolności trawienia.

I wtedy przychodzi on, Jan Kabaciński i jego ziny 90s FOREVER, które odpalają rwący potok nostalgii w mojej głowie, przypominam sobie nagle wszystko, co praktycznie ukształtowało mnie za dzieciaka. Nie jest to oczywiście podróż pozbawiona wad, taka wtedy panowała konwencja, to samo można praktykować o kolejnych dziesięcioleciach jak i tych przed, mówi do mnie wewnętrzny głos rozsądku. Jan bierze to, co charakterystyczne, wszystkie przegięcia w tężyźnie fizycznej, dialogi oparte na one-linerach, nawiązania do innych zinów/komiksów, których już się trochę nazbierało w jego Muscleversum . Gdyby zebrać już te wszystkie wydawnictwa, wydać zbiorczo w latach 90-tych, koniecznie w twardej oprawie grubości małego palca Stallone i cenie jednego hantla Schwarzeneggera, byłby to hit. Murowany kult z miejsca, który wspominaliśmy dzisiaj i odkurzali co jakiś czas schowane w piwnicy obok figurek Bruce’a Willisa i zabawki na licencji 90S FOREVER, sprzedanej za miliony złotych monet. Rob Liefeld to kocha! Pokolenie trzydzieści plus płacze na samo wspomnienie.

Jak pisze sam autor, jest to zwieńczenie trylogii, w której poznajemy Kicka Slaughtera, jego ukochaną, którzy spotkają na drodzę typowych przeciwników lat 90-tych. Będzie to typowe mięso armatnie oraz cieżko-strawne-mięso-armatnie-ginące-dopiero-w-finale. Jak by to nie było, miałem sposobności zobaczyć bohaterów poprzednich odsłon. Wpadli, nakręcili jeszcze większą ilość nostalgii, mięśni, akcji i one linerów. Krótkie to, acz treściwe, pełne przegięć co pół kroku, odkładam na kupkę, bynajmniej nie wstydu, myślę sobie: miałem fajne dzieciństwo. Raz na jakiś czas chętnie biorę takie wspominki na tapet, a potem wracam do codzienności. Uwaga! Lat 20-tych XXI wieku! Ale ten czas leci. Jeszcze tylko 2 Unlimited i „No limit”, i jestem kontent. Dobrze, że wiem jak odlecieć w pełną nostalgii podróż.

Plusy:
lata 90-te na maksa
te one-linery powinny być kultowe.
Minusy:
ale to już było, i nie wróci więcej…
