Kapitan Ameryka. Tom 7. Proces Kapitana Ameryki

Kapitan Ameryka. Tom 7. Proces Kapitana Ameryki

Jest to aktualnie moja ulubiona seria komiksowa od Marvela, która stale wydaje Egmont. Nie zdziwię również decyzji wielu osób o porzuceniu jej czytania, ze względu na rosnącą cenę. Jednak nie kierując się nostalgią, wolę czytać Kapitana niż Spider-Mana wychodzącego dosłownie z lodówki w każdym mieszkaniu. 

Siódmy zbiorczy tom przygód Kapitana Ameryki spod pióra Eda Brubakera to w zasadzie to samo, do czego zdążył przyzwyczaić mnie już ten scenarzysta od kilku lat. Ciężar opowieści nadal jest skupiony na Buckym, na całym szeregu wydarzeń, mających doprowadzić do tytułowego procesu. Zresztą okazał się on wielce rozczarowujący pod względem objętości, czy też otoczki fabularnej skupionej wokół niego. Spodziewałem się czegoś na poziomie Daredevila, również pisanego przez tę samą osobę. Aczkolwiek jak tak sobie pomyśleć, odgórny cel tego tomu oscyluje wobec ponownego przejęcia funkcji tego jedynego symbolu, jakim jest Kapitan Ameryka, przez samego Steve’a Rogersa. Osoby mające nosić to miano nie do końca są tego godne, nie wychodzi to im najlepiej, chociaż starają się, jak mogą. W tym wszystkim bardzo dobrze pokazana jest tu przemiana Bucky’ego, który nie czuł się w pełni nosicielem przydomku, mocno odcinał się od niego, chciał po jakimś czasie oddać go w prawowite ręce. Na jego nieszczęście finalne działania zostały zakłócone przez zupełnie niespodziewane siły, więc nie dowiem się, co z tego wyniknie. 

Większość tomu to nadal świetnie poprowadzony thriller polityczny/szpiegowski/film akcji/zjawiska paranormalne à la Marvel. Wszytko jest tu podane w proporcjach zgodnych ze smakiem Brubakera, nie uświadczyłem ani jednego momentu, który mógłbym uznać za przejaw typowego komiksu superhero, ni scen zalatujących cringem. Niemniej miałem dziwne wrażenie, iż jak na tom o takiej objętości czytało się go wyjątkowo szybko, a dialogi wewnętrzne, jak i te wypowiadane na głos przez bohaterów, okazały się ubogie w budowę i objętość. Zapewne wynika to ze starań uczestników wydarzeń o precyzję przeprowadzenia działań, które chłonąłem prawdziwie zadowolony. Może dla Amerykanów Kapitan jest symbolem walki o podstawowe prawa człowieka, ale dla mnie to zwiastun prawdziwej przygody, poprowadzonej w pewien nienaganny sposób, aczkolwiek na pewno nie krystalicznie czysty. 

Do tego wszystkiego dorzucę parę gorzkich słów odnośnie do budowy świata, gdyż Egmont idąc swoim trybem wydawania nie przedstawi nam zapewne nigdy Secret Avengers, którzy pojawiają się tu przy okazji „emerytury” Steve’a. Jest to największa nieścisłość, gdyż po prostu pojawia się on w nowym stroju, bez podania przyczyny i bierze udział w głównych wydarzeniach serii jak gdyby nic. Dziwne, a przecież też pisał do Brubaker. 

Rysunki zawsze były skąpane w klimacie noir, nie inaczej jest także i tu, przynajmniej we większości zbioru, chociaż momentami jest tu nazbyt kolorowo. Przeraziła mnie objętość listy osób zaangażowanych w ilustracje, jakoś nie miałem z większością problemu, jest tak, jak oczekiwałem, jednak Daniel Acuña wytrącił mnie swoim stylem z przeżywania całości, jako w miarę spójnego doświadczenia. Jego styl jest bowiem zbyt kreskówkowy, przeznaczyłbym go raczej dla opowieści o zupełnie innym ciężarze emocjonalnym, bardziej dla młodzieży niż osób chcących bawić się na tej serii. Swoją drogą, jej styl jest już dokładnie znany od przynajmniej kilkudziesięciu zeszytów, więc eksperymenty są wskazane przy specjalnych, pokrętnych scenach. Tu jednak tak nie jest. Zapewne to kwestia pierwotnego schematu wydawania. 

Nie czuję się zmęczony tą serią, nie mam zamiaru jej porzucać, cały czas optymistycznie patrzę na jej przyszłość, która powoli dobiega końca, jednak jestem pewien jeszcze wielu dobrze spędzonych chwil śledząc losy Kapitana Ameryka – Steve’a Rogersa, jak i jego kolegów z drużyny, jakkolwiek się nazywa, kimkolwiek będzie w jej składzie. 

TECHNIKALIA:

Scenarzysta: Ed Brubaker

Ilustrator: Butch Guice, Luke Ross, Mitch Breitweiser, Daniel Acuña, Dale Eaglesham

Tłumacz: Bartosz Czartoryski

Typ oprawy: twarda

Wydawca: Egmont

EAN: 9788328154377

Liczba stron: 480

Wymiary: 17.0×26.0cm

Data premiery: 07.12.2022 roku. 

Opublikowane przez Mikołaj

Komiksoholik z ADHD 🙃

Dodaj komentarz