Henryk Kaydan: Post scriptum przeczytałem z nieukrywaną przyjemnością, biła od tego niezwykle silna fala nostalgii do lat 90-tych, przełożona na język współczesności. Dodatkowo wszytko starało się być na poważnie, oferując sprawną rozrywkę, wrażenia jak na seansie dobrego kina akcji, również rodem ze wspomnianej epoki. No może nawet wcześniej. Po lekturze kontynuacji widzę, że Jakub zmienił podejście, wznosząc swoją rodzimą serię na nowe tory.

Kosmiczne patałachy to kontynuacja nieoczywista, zawiera w sobie parę twistów i to nie tylko fabularnych. Głównym daniem jest tu alternatywna historia Henryka w kosmosie, mocno przyćmiona przez wojaże Żarłaka poznanego przeze mnie w Post scriptum i Żarłak Special #1. Sympatycznie wyglądający rekin, który idealnie nadaje się na maskotkę, prowadzi pościg za Kaydanem, wpadając w kolejne tarapaty, gdyż oprócz potężnej dawki niegodziwości we krwi, ma po prostu najbardziej zwykłego pecha. I to przez kilka pierwszych rozdziałów musiałem walczyć ze swoimi myślami, żeby mu nie zacząć kibicować, ze względu na ilość nieszczęść, z którymi musiał sobie radzić aż do oczywistej konfrontacji w finale, z tytułowym bohaterem i jego towarzyszami. Ciekawy zabieg, ze strony scenarzysty, gdyż tom ten zapamiętam raczej jako historię z kosmicznymi rekinami, aniżeli kolejne przygody polskiego Jamesa Bonda w kosmosie. Jest tu też parę ziemskich przerywników, których styl odstaje od reszty, co dowodzi znacznej różnicy klimatycznej przygód poszczególnych bohaterów.

Samo główne założenie konwencji nie uległo zmianie, jest to kolejna nostalgiczna podróż dorosłego już człowieka w lata jego dzieciństwa, przełożona na zrozumiały dla współczesności język. Choć tym razem czuć odmianę w postaci dużej ilości humoru, zabaw językiem i żartów sytuacyjnych. Wygląda na to, że miała to być opowieść w innym duchu, co się znakomicie udało, a ja uśmiechałam co rusz z licznych tekstów, które lecą tu w ilości równej praktycznie temu, co widzimy na niebie nocą, gdy jest bezchmurnie. Kupuję to podejście, chciałbym uświadczyć tego jak najwięcej, Jakub – to jest twój vibe, twórz więcej takich rzeczy.

Kolejna zaleta, to rysunki. Przy okazji twórczości opisywanego rysownika jak i scenarzysty pisałem o braku zawarcia proporcji anatomicznych u istot ludzkich. W sumie jest to również cecha lat 90-tych więc powinienem mieć luz. W Kosmicznych patałachach nie trafiłem, albo szalone tempo akcji nie pozwoliło mi, na zwrócenie uwagi na takie mankamenty. Za to nie mogłem oprzeć się wrażeniu ogólnej zmiany w samym warsztacie, który stał się dla mnie jeszcze bardziej szczegółowych, jeśli chodzi o ilość detali jak i charakterystyczne cieniowanie, oddanie wrażenia ruchu. Śledząc na bieżąco grupę na FB Jakuba, wiem, jak powstają te rysunki, cały czas mam możliwość śledzenia stanu prac, jestem na bieżąco z wszelkimi informacjami. I ten układ jest dobry, gdyż czuje się całą moc pasji, jaką ma w sobie twórca, widzi się każdy etap tworzenia, finalny produkt nie zaskakuje tak mocno, ale wiem doskonale, na co się piszę. Nawet z wszelkimi dodatkami, które są tu liczne, a sprawiają, że wydawnictwo to, staje się mówić wprost – komepletne. Życzyłbym sobie, aby jeszcze więcej twórców tak działało, a ja po prostu czekam na kolejny komiks od Jakuba 🙂

TECHNIKALIA:
Rok wydania: 2022
Ilość stron: 200
Oprawa: miękka z grzbietem
Druk: kolorowy
Papier: kredowy
Format: B5
2 myśli w temacie “Henryk Kaydan: Kosmiczne patałachy”