Alternatywny świat wykreowany przez Seana Murphy’ego zauroczył mnie powiewem świeżości. Dwa wydania zbiorcze stworzyły idealną “komiksową adaptację komiksu”, której nie powinien wstydzić się najbardziej wprawny scenarzysta. Ba! Powinni uczyć się na tym przykładzie, jak wykorzystać znane elementy, by pokazać widzom nową jakość.

„Harley Quinn” to pierwsza seria poboczna z tego cyklu, która właśnie skończyłem czytać, jestem zadowolony, choć brak Seana Murphy’ego jako scenarzysty i rysownika sprawił, iż poczułem się pierwotnie niepewnie. Obawiałem się o jakość, którą nowa ekipa twórców, mogłaby równie dobrze zaprzepaścić, szkoda byłoby tak dobrze wykreowanych realiów. Tytułowa persona jest tutaj centralną postacią, zostałem ją kilka lat po wydarzeniach z „Klątwy Białego Rycerza” jest typową matką z przeogromnym bagażem doświadczeń. Duke ma jej pilnować na polecenie Bruce’a Wayne’a, on też proponuje jej współpracę z policją przy sprawie kryminalnej mającej dużo wspólnego z postępowaniem Jokera. Co do reszty fabuły nie mam zamiaru rozpisywać się więcej, nie radzę wam również czytać opisu na tylnej okładce, który jest primo – zbyt długi, duo – za dużo zdradza. Skupię się zatem na tym, co jest najlepszymi cechami akurat tego tomu. Po pierwsze, znakomicie kontynuuje wątki rozpoczęte poprzednio, nie ma co się dziwić Katana’ie Collins, współpracowała już z Seanem, więc pierwsze tarcia mają już za sobą. Dzięki temu dostałem historię, dokładnie taką jak oczekiwałem. Dowiedziałem się, co dzieje się z wszystkimi pozostałymi przy życiu postaciami, jak i została mocno pogłębiony profil tytułowej bohaterki. Co staje się elementem drugiej zalety, czyli ukazania Harley jako osoby z krwi i kości, mającej swoje dobre wspomniana, popełniającej całą masę błędów jak i dobrych decyzji. Ma pod opieką czwórkę stworzeń, które dają jej wycisk, jednak totalnie nie zatraca swojej duszy. Balansuje na granicy wytrzymałości pomiędzy życiem codziennym, a intrygą tomu. Matteo Scalera również umiejętnie wpasował się w styl rysowania Murphy’ego, nie mam obiekcji do jego prac, zapewnił odpowiedni mrok, jak przystało na poprzedników, jednak Harley Quinn to również bardziej pstrokate kolory. Trochę cieniowanie mi się tu nie widzi, uwidacznia ewidentnie sposób tworzenia w programie graficznym, a nie analogowo. Takie rozlane plamy, niczym plama oleju na stole.

Mogę ganić niniejszy komiks jedynie za wtórne śledztwo, które wydaje się tu być jedynie pretekstem do dalszej przemiany byłej dziewczyny Jokera. Tak jak mówi tytuł, to tom o niej i zostało to znakomicie wykorzystane. Co w zupełności nie przeszkadza w ukazaniu pozostałych postaci, z których oczywiście najbardziej fascynował sam Wayne. Jednak została mu określona specyficzna nisza, a nawet dwie. Bardzo fajnie sprawdził się w pewnej scenie Bullock, który zatrzymaj zbędny ratunek, nie pozwalają na typowy przebieg historii z Gotham.

Harley Quinn: Black + White + Red to wariacja moich ulubionych motywów z serii o Batmanie – miłości Kotki i Gacka. Oczywiście z oczywistą zmianą, która kroiła się od początku serii. Ponownie Harley diagnozuje samą siebie, dociera do niej to, co jest dla czytelnika oczywiste. Do tego użycie trzech tytułowych kolorów, sprawiło zupełnie inny efekt niż u konkurencyjnej stajni komiksowej. W ogóle nie miałby nic przeciwko dalszemu rozrostowi Murphyverse, gdyż jak na razie sam twórca i nowa osoba na pokładzie sprawiła, że nadal uwielbiam tę serię. Wiem, że kroi się kolejna część i wiecie co? Już teraz wiem, że na pewno chcę ją mieć.

TECHNIKALIA:
Scenarzysta: Katana Collins
Ilustrator: Matteo Scalera
Tłumacz: Jacek Żuławnik
Typ oprawy: twarda
Data premiery: 15.06.2022
Wydawca: Egmont
EAN: 9788328154216
Liczba stron: 168
Wymiary: 17.0×26.0cm.
Dziękuję Wydawnictwu Story House Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.