Po „Malarzu” przyszedł czas zapoznać się z debiutem Łukasza Godlewskiego, początkiem jego komiksowej drogi, okraszonego cudowną okładką Unki Odya. Rezonuje ona mocno z moją estetyką, oczy dziewczynki zapowiadają tragedię zawartą w środku, jednocześnie ta stylizacja na starą fotografię nie współgra z faktycznym stylem zawartości.

W środku zaś dostałem ołówek, taki który sam próbowałem niejednokrotne zrealizować na lekcjach w liceum czy na zajęciach na studiach. Co prawda Łukasz ma rękę o wiele bardziej wprawną, musiałbym powiedzieć zapewne jeszcze jeden kierunek studiów, świadomą chęć rysowania, by przynajmniej tak szkicować. Nie jest to jednak coś niezwykłego, mamy tu przekrój naprawdę kiepsko narysowanych elementów np. kończyn po całkiem sprawne twarze, elementy architektury. Stawiam, że zamiar był taki, by stworzyć atmosferę mroku, oniryczne miasteczko, miejsca, rodem z gry Silent Hill, ale w miarę wiarygodnych polskich warunkach. Wiele elementów jest tu niejednoznacznych, wprost niewyraźnych, pozostawionych mojej wyobraźni. Widać, że jest to debiut, graficznie jest po prostu spoko, nie mam podstaw narzekać, sam chciałbym tak umieć rysować. Nie jest to styl, który razi, co więcej, z chęcią każdy nas przegląda szkicowniki artystów, że tak rzucę BBPO, którego dodatki onieśmielają ilością i zawartością.

Ze scenariuszem jest jeszcze lepiej, chociaż również oparty jest na niedopowiedzeniach. Główna bohaterka to dziewczynka jakich wiele, która jest pozbawiona tytułowej miłość, całe jej jestestwo krzyczy pomocy. Bardzo przekornie użyte słowo, pokazujące mi jak de facto pozbawiony jej może być człowiek, jak złe może być ukierunkowana. I nagle zostaje włączony wątek mocnego horroru, ofiara staje się katem, kat staje się ofiarą. Na salony wjeżdżają elementy horroru gore. Robi się coraz jeszcze ciekawiej, ciekawiej i bach! Koniec z mocnym tekstem na ostatniej stronie. Musiałem domyślać się pewnych elementów fabuły, wyobraźnia płatała mi figle, sama podsyca ogień strachu. Dużo znanych mechanizmów, elementów sprawnie poskładanych, bawiących od pierwszej do ostatniej strony. Mam nieodparte wrażenie, iż James Tynion IV tworząc „Coś zabija dzieciaki” opierał się na podobnych założeniach. Oczywiście jest to równie pewne ostrzeżenie, to co przytrafiło się dziewczynce, nie powinno mieć nigdy miejsce, jest niewybaczalne, zasługuje na potępienie.

Jak na debiut bawiłem się dobrze, przyjęta koncepcja zarówno fabularna jak i graficzna dostarczyła mi rozrywki, wykorzystanie wtórnych elementów sprawnie posuwało całość do przodu, nie mam poczucia straconego czasu, a nawet chciałbym dostać więcej. “Miłość” sprawiła, że rozerwałem się, zastanowiłem się przez chwilę nad światem, czego chcieć więcej od tego medium? I tak – jest to lektura na jedno posiedzenie. Może niewyjaśnione wątki powrócą w „Bromie” 😉
TECHNIKALIA:
Scenarzysta: Łukasz Godlewski
Ilustrator: Łukasz Godlewski
Wydawnictwo: SmallPress.pl
Format: 165×240 mm
Liczba stron: 32
Oprawa: miękka
Papier: offsetowy
Druk: cz.-b.
ISBN-13: 9788393586202
Data wydania: 8 październik 2012
One thought on “Miłość”