To było spore zaskoczenie (pewnie nie tylko dla mnie), kiedy Amber ogłosił, że nową serią komiksową w jego planach wydawniczych są Wojownicze Żółwie Ninja. Od razu wyjaśniam, nie jest to kontynuacja czy też wznowienie serii rozpoczętej kilka lat temu przez wydawnictwo Fantasmagorie. Jest to nowa, kolorowa i współczesna seria od wydawnictwa IDW, będąca restartem tej marki. Dostajemy zatem całkowicie coś premierowego na naszym komiksowym rynku.

Po przeczytaniu pierwszego tomu Wojowniczych Żółwi Ninja jestem w stanie powiedzieć od razu jedną rzecz – MAŁO. Niestety wydawnictwo Amber podjęło decyzję, aby oryginalny pierwszy tom zbiorczy składający się z 17 zeszytów (12 serii regularnej oraz 5 zeszytów micro serii) podzielić na 6 tomów zbierających po 3 zeszyty. Zanim akcja zdąży się rozkręcić czytelnik dostaje cliffhanger i przyjdzie mu czekać do premiery kolejnego albumu, aby poznać ciąg dalszy. I to jest główna wada tego wydania. Jest za krótko.
Inny format (większy) niż standardowy amerykański, do jakiego są przyzwyczajeni czytelnicy, na pewno nie przeszkadza, ale też nie jest to plusem czy też minusem. Tyle narzekania na początek, ale co tak naprawdę dostajemy w tym albumie?
Już na początku jesteśmy wrzuceni prosto w akcję i walkę trzech Żółwi i mistrza Splintera z gangiem pod dowództwem Old Hoba, zmutowanego kota. No właśnie trzech Żółwi. Kevin Eastman (jeden z twórców – ojców Żółwi) wraz z Tomem Walzem nie odtwarzają tu bezpośrednio genezy i przygód Żółwi z klasycznej serii, którą Eastman tworzył w latach 80. Stosują tu wybieg fabularny, gdzie teraźniejsze wydarzenia przeplatają retrospekcjami, z czasem udzielając odpowiedzi na pytania nurtujące czytelnika i tym samym unikając powtórzeń z klasyki. Choć pewne wydarzenia z klasycznej serii muszą się pojawić, jak chociażby kąpiel w mazi, która wywołała mutację Żółwi to i tak są one wzbogacone o nowe wątki.

Fabularnie jest świetnie, pomimo że jest to reboot serii. Czerpie on sporo z oryginału (serii, której początek dostaliśmy w jednym tylko tomie od wydawnictwa Fantasmagorie), ale jest tu dużo świeżych pomysłów i nowe otwarcie dla tych postaci. Dzięki temu czytelnik znający oryginalne przygody nie będzie czuł wtórności i znużenia powtarzaniem znanych wątków, dostając w zamian coś nowego, ale zarazem znanego. Dodatkowo seria ta oddaje hołd klasyce. Przykładowo zachowano to, że każdy z Żółwi nosi taki sam kolor opaski, jak to było w serii z lat 80. A takich smaczków i nawiązań jest więcej. Forma pokazania początków Żółwi jest poprowadzona w przystępny sposób nie tylko dla nowego czytelnika, ale także znającego ich z pierwszych komiksów, filmów czy też animacji.
Rysunkowo jest bardzo dynamicznie, przy czym Dan Duncan nie rysuje plansz bogatych w szczegóły i jest sporo uproszczeń. Jeśli ktoś oczekuje rewolucji graficznych, może poczuć się zawiedziony. Finalnie jest poprawnie i sprawdza się w opowiadanej historii.

Dostajemy solidną serię komiksową, problemem jest sposób jej wydania, o którym napisałem we wstępie. Sam album nie posiada żadnych dodatków poza kilkoma alternatywnymi okładkami w wykonaniu Kevina Eastmana. Bonusem jeśli można to tak nazwać, jest zapowiedź kolejnych 5 tomów z serii. Podczas lektury wyłapałem jedną literówkę, ale nie odniosłem wrażenia, aby tłumaczenie było jakieś koślawe; wg mnie jest poprawne. DTP też dał radę, co był zmorą pierwszych komiksów Ambera od jego powrotu na rynek komiksowy. Ja polecam, choć czuję zdecydowany niedosyt, wywołany właśnie formą wydania.
TECHNIKALIA:
Scenariusz: Kevin Eastman, Tom Waltz
Rysunki: Dan Duncan
Tłumacz: Jacek Barczyński
Typ oprawy: twarda
Papier: kreda
Data premiery: 01.12.2021
Wydawca: Amber
EAN: 9788324175093
Liczba stron: 80
Wymiary: 188×287 mm
Ta seria jest świetna, ale pomysł wydawania jej w ten sposób po 3 zeszyty to najgorsza rzecz na jaką mógł wpaść wydawca. Dla mnie wydanie całej tej serii jest już nierealne lub bardzo odległe. Nie będę kupował
PolubieniePolubienie
Całkowicie zgadzam się, że forma wydania tej serii jest słaba i pewnie zabije całkowicie jej sprzedaż. Lepszym rozwiązaniem byłby nawet wydanie po 6 zeszytów, ale wydawca poszedł w jakieś totalne wydawnicze kuriozum.
PolubieniePolubienie