Blacksad. Tom 6. Upadek – część pierwsza

Mogę śmiało napisać, że po tomie piątym, „Amarillo”, postawiłem krzyżyk na tej serii, rozczarowany jej poziomem i zapowiedzią dłuższej przerwy. Mija 8 lat, widzę zapowiedź Wydawnictwa Egmont i wiem, że popełniłem błąd. Tęskniłem za tym kotem, a pozytywne recenzje rozbudziły moją nadzieję na opowieść o poziomie znanym mi z pierwszych tomów. 

Zdziwiła mnie jedynie forma w postaci rozbicia historii na części, jednak zostało mi to odpowiednio wynagrodzone przez liczne wątki rozwijające się od samego początku „Upadku”. Mamy tutaj silne powiązania wątków politycznych ze społecznymi oraz obyczajowymi. Wszytko to upstrzone odcieniami czerni wlekącej nogę za Blacksadem i dobrze znanego mi jego szczęścia do kłopotów. Spontaniczny spektakl w parku jest początkiem ciekawie poprowadzonej opowieści Juana Diaza Canalesa, który widocznie potrzebował dłuższej przerwy, by przygotować ciekawy scenariusz. Punktem zapłonu stało się podarowanie wizytówki szefowej teatralnej trupy, która zaś przekazała ją przyjacielowi w potrzebie. Spowodowało to uruchomienie machiny wielkiej intrygi sięgającej od szczytu budowanego mostu do podziemi, w którym budowane jest metro. Politycy, robotnicy, związki, mafia, płatni zabójcy, detektyw, reporterzy i artyści. Grupa tych osób bierze udział w przedstawieniu, w którym albo są pionkami, albo wydają rozkazy, które kończy się tragicznymi wydarzeniami zacieśniającymi pętle niebezpieczeństwa na szyi. Im bliżej końca tego tomu, tym bardziej czułem się zaskoczony jak misternie porozrzucane okruszki fabularne, zaczynają się coraz bardziej układać w całość, nakreślając sprawny plan osób zaangażowanych w liczne intrygi. Nie zdziwi was zapewne, że ogniwem spajającym całość jest dwójka przyjaciół widoczna na okładce, która niejednokrotnie stanie w centrum wydarzeń. Szybko minęły mi te 64 strony, chociaż z tyłu głowy miałem negatywny posmak rozczarowania piątym tomem. Nadal jest to dobrze napisany czarny kryminał, z licznymi dodatkowymi elementami, który łapie cię za ramię i wrzuca do więzienia dobrej zabawy. No i oczywiście cliffhanger, który wciąga niczym bagno i nie puszcza bezlitosnym uściskiem. 

Lubię kończyć teksty opisem warstwy wizualnej, gdyż jest ona często oczywista i od niej zaczyna się obcowanie z komiksem. Kto zna wcześniejsze dokonania Juanjo Guarnido wie, z czym ma do czynienia i tutaj, pozostali zapewne rozkochają się w tym świetnie rysującym artyście. Antropomorficzne zwierzęta są pełne ludzkich emocji i postaw jak tylko mogą, świetnie współpracują z czytaną narracją. Podobają mi się tutejsze tła, parę zabaw w kadrach, jak i totalnie inne ujęcie pewnego znanego widoku kawiarni. Jest tu parę smaczków, które zyskają uwagę czytelników po wtórym podejściu. Do tego pastelowe kolory, które robią swoje, gdy sunąłem po kolejnych kadrach, przybliżając mi wizję dawnej epoki spowitej lekką mgłą zapomnienia.

Plusy:

🐱stary dobry Blacksad 

🐱stary dobry Guarnido. 

Minusy:

🐕rozbicie na dwie części. 

TECHNIKALIA:

Scenarzysta: Juan Diaz Canales

Ilustrator: Juanjo Guarnido

Tłumacz: Joanna Jabłońska

Typ oprawy: twarda

Data premiery: 10.11.2021

Wydawca: Egmont

EAN: 9788328152120

Liczba stron: 64

Wymiary: 23.5×31.0cm. 

Dziękuję Wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Opublikowane przez Mikołaj

Komiksoholik z ADHD 🙃

4 myśli w temacie “Blacksad. Tom 6. Upadek – część pierwsza

Dodaj komentarz