Wiele razy stwierdziłem to wewnętrznie, czas przyznać to oficjalnie – nie lubię być na bieżąco. Na dłuższą metę jest to po prostu męczące, a ludzka głowa i tak ma pewną pojemność, którą łatwo wykorzystać ogólnodostępnymi informacjami. Hubert Ronek, zawsze migał mi jako jedno z wielu tych jasnych światełek, które są obecne od jakiegoś czasu na polskiej scenie komiksowej, ale powiem szczerze, że dopiero jego kampanie crowdfunfigowe przykuły moją uwagę.

Jaki jest plus niebycia na bieżąco? To, że mogłem przeczytać od razu dwa zeszyty! Niestety kolejne w drodze, ale już teraz wiem, że nie opuszczę Huberta aż do ostatniego zeszytu. Seria W. E. ma bowiem w sobie parę cech, które uwielbiam, powodujących przywiązanie do danego autora. Zacznijmy od samej historii, która na początku stawia nam więcej pytań, niż udziela odpowiedzi. Pewna miejscowość w Polsce, pewien dom, atmosfera odseparowania i zaszczucia, ktoś puka do drzwi. Już ten sam wstęp i prezentacja trójki bohaterów, zrzuciła na mnie kubeł zimnej wody zwany klimatem W.E. Co tu się dzieje? Co się stało? Co będzie dalej? Czym jest zagrożenie czyhające na bohaterów? Te pytania nie odstępowały mnie do końca lektury drugiego zeszytu. Poszczególne sceny kończą się bardzo podobnie do tych z serialu „Lost”, powodujących u mnie często zewnętrzny krzyk „Co do ch…!” A potem zostałem wrzucony w przyszłość bohaterów, gdzie jeszcze trwa rodzinna sielanka, aczkolwiek pojawiają się pierwsze symptomy zagrożenia. I tak na przemian, rewelacja z teraźniejszości, rewelacja z przeszłości. Hubert bardzo płynnie przechodzi pomiędzy obyczajem, a grozą. Co ciekawe, nie chodzi tutaj o zagrożenie ze strony potworów, tylko o ludzi, którzy stali się nimi w obliczu katastrofy. Ach to napięcie! No i te wredne cliffhangery! W kilkanaście minut padłem ofiarą uzależnienia od tej serii.

Jeśli chodzi o rysunki, to są one czarno białe, w bardzo charakterystycznym kreskówkowym stylu, który Ronem dopracował do własnej perfekcji. Wystarczy zobaczyć raz w życiu śmiga wrysy, wymyśla na poczekaniu nowe. Rysunki W. E. są pełen emocji na twarzach bohaterów, których mają przecież pod dostatkiem. Charakterystyczne proporcje ciał bohaterów szybko nie przeszkadzają, m.in. poprzez ich dynamiczne ustawienia kadrów, które są pełne detali gdy zachodzi tak potrzeba. Na pewno nie jest tu nudno, a narracja idzie w parze z obrazem. Będę Smerfem Marudą jeśli chodzi o liternictwo. Jest ono ręczne, kilkakrotnie zdarzał się miejsca, gdzie musiałem zastanowić się, co autor miał na myśli.

Co dalej? W momencie pisanie tego tekstu trwa zbiórka, która jest niemałym sukcesem, a ja już wziąłem w niej udział. Dla chętnych polecam spojrzeć o tu: https://wspieram.to/we3
Plusy:
😱wykreowany świat
😱zarówno wątki grozy jak i obyczajowe
😱nieznane zagrożenie
😱przyjemnie wypełnione kadry.
Minusy:
😣liternictwo.
TECHNIKALIA:
Scenarzysta: Hubert Ronek
Ilustrator: Hubert Ronek
Wydawnictwo: Niezależne
Format: 176×250 mm
Liczba stron: Zeszyt 1 – 48, Zeszyt 2 – 64
Oprawa: miękka
Druk: cz.-b.
Data wydania: Zeszyt 1 – 14 styczeń 2021, Zeszyt 2 – 15 lipca 2021.
One thought on “W. E. Zeszyt 1 oraz 2”